Kiedy inni śpią
– Niegrzeczna.
Poprawiam fujarę i idę po pełen baniak. Kiedy wracam, Klaudia siedzi, jak siedziała. Plecy proste, biust wypięty, ale tym razem nogi rozłożone, podciągnięta spódnica i zero majtek. Dwa palce rozchylają płatki kwiatu.
Wciąż patrzy w telewizor.
O ja pier…
Miałem nie przeklinać.
– Jeszcze żadna kobieta nie witała mnie tak otwarcie.
– To zaproszenie po pracy. Podoba ci się?
Jak ma się nie podobać taka ładna i młoda bułka, do tego świeża i pachnąca. Działa na mnie jak waleriana na koty.
Dziewczyna patrzy na moje krocze i odpowiada za mnie.
– Podoba.
Taka ładna pipa i tak nieszanowana.
Czasami żal mi niektórych dziewczyn. Takie życie ciężko zmazać. I to pod warunkiem, że nie trwa zbyt długo.
Dźwigam pełen baniak i nasadzam na dystrybutor, gotowe. Normalnie już bym sobie poszedł.
– Postoisz tu chwilę? – pyta.
– Muszę sprawdzić, czy woda nie cieknie – żartuję.
Klaudia odpina mi rozporek i zręcznie wyciąga sprzęt gotowy do użycia. Śpieszy się, bo pewnie zaraz ktoś przyjdzie.
O ja pierdzielę…
Wkłada w to serce. Czuje bluesa i ma wylatane mnóstwo godzin z różnymi drążkami w dłoni i w ustach.
Wcale nie miałem na to ochoty. Jestem zmęczony i podenerwowany ciężkimi nocami, a dzisiejsza jeszcze się nie skończyła.
Moje ciało ma to gdzieś, reaguje tak jak ona chce, nie mam nic do gadania.
Słyszymy dźwięk obcasów, otwieranych drzwi na salon i muzykę głośniej.
Szlag!
Wpadamy w popłoch. Wystarczy kilka kroków, żeby wejść do poczekalni. Próbuję schować ptaka, ale to nie takie proste zrobić to szybko i czegoś nie przyciąć, a potem jeszcze udawać, że nic się nie działo.
Podchodzę do okna, żeby stać tyłem. Popatrzę, czy ktoś nie przyjechał.
– A ty co tu robisz tyle czasu, suko? – pyta Żaneta Klaudię i siada obok niej.
– Nie było wody, dziwko. Robisz herbatę?
– Tak. Ci nasi będą zaraz wychodzić, hajs im się kończy.
Gdybym się teraz odwrócił, byłoby zabawnie, a potem sensacja. Chociaż historia zginęłaby pewnie pośród innych, wymyślonych przez dziewczyny. Już nie raz pojechałem na tym patencie.
A co mi tam. Na pewniaka.
Żaneta sięga po plastikowy kubek i torebkę herbaty. Niczego się nie spodziewają. Odchodzę od okna i staję przed nimi ze sterczącym z rozporka fiutem.
Żaneta otwiera buzię ze zdziwienia.
Dobrze się składa.
– Nie można tego tak zostawić – mówię i spoglądam na niego.
Dziewczyny nic nie mówią, są w szoku, szczególnie Żaneta. Młoda i szczupła jak Klaudia, ale ma większe piersi.
Przygląda się, jeszcze go nie widziała.
– Nie ma czasu, zaraz ktoś przyjdzie – popędzam.
Klaudia wraca do przerwanego zajęcia i ośmiela tym Żanetę.
– Zabierz japę – mówi.
Zaraz zwariuję.
Mam nadzieję, że nikt teraz nie przyjdzie, już dużo czasu nie potrzebuję. Widok z góry, jak się nim dzielą te dwa ptaszęta, przyśpiesza sprawę.
Kończę w ustach Klaudii.
– To by było na tyle – mówi Żaneta.
Nogi mi się trzęsą, siły mnie opuściły. Dziewczyny się chichrają i wracają na salon, zapomniały o herbatach.
Wracam za kontuar na nogach z waty i z wypiekami na twarzy. Jestem senny i wyczerpany. Jeśli nie będzie już dziś dużego ruchu, będę musiał walczyć, żeby nie zasnąć.
Zaczynam myśleć o jakimś kretyństwie, które mnie przecież nie obchodzi i kompletnie nie pasuje do sytuacji.