KAY-rozdział jedenasty
Rozdział jedenasty
O tej porze...w blasku porannego słońca Venice przypominało baśniową krainę otulającą swych mieszkańców ciepłem...czułością...zdawało się ich muskać swym usmiechem...zachęcać do wspolnego rozpoczęcia dnia...jakby mówiło:
"Wstań...rozpocznij go ze mną...przeżyjmy to razem..."
Ten ton tak namiętny...kuszący sprawiał ze aż chciało sie żyć...kazdego porannka zdawał się kusić jeszcze piękniej niż poprzednio i nikt nigdy nie potrafił mu się oprzeć...i...nigdy nie oparł...największe spiochy...najwytrwalsi nocni imprezowicze z ochotą otwierali oczy i szli na plaże lub po prostu podchodzili do okien by zobaczyć poranne cuda...choć nie którzy pewnie wogóle się nie kładli i z tym wiekszym zdumieniem obserwowali nadmorską magię...nie wiedząc co się tak naprawdę dzieje i jak to możliwe ze dzieją sie takie dziwy...a piękna kusicielka każdego obdarzała tym co miała najpiękniejsze w swym sercu i duszy...
Dziś tylko jedna osoba nie dostrzegła kusicielki...nie przywitała się...nie porozmawiała...nie uśmiechneła się jak to zawsze czyniła gdy przebywała u siostry...Będąc na plaży o swicie bo nie mogła spać Kay nie widziała niczego poza swą córeczką która przedstawiała jej sie w obrazach wyobraźni i nie słyszała niczego poza jej słowami i słowami męża...choć po rozmowie ze siostrą poczuwszy nieco lepiej spojrzała w stronę ukochanego morza gdy wracały do domu na sniadanie...
"Obyś miała rację Jenny-myślała-i wszystko się ułożyło...Boże spraw bym poznała prawdę i oddzyskała dawną córeczkę"
"Boże prosze Cię niech moja siostra będzie taka jak wcześniej nim to wszystko się zaczeło...nim zaczeły się problemy z Sarą"
Podczas picia soku pomarańczowego:
-I jak lepsze samoczucie?
-Tak...dziękuje
-Za co?...przecież jesteś moją siostrą.Kocham Cię i zawsze będę wspierać.
-Kochana jesteś.
-Nie wszyscy by się z tobą zgodzili
Widząc lekki uśmiech na twarzy Kay:
-I oto chodzi
-Pójdę zobaczyć do Sary,może się już obudziła.
-Dobrze idź a ja zbieram się do pracy.
-Dokop im
-No wiesz co-usmiechając się.
-No co?
-Mam przestrzegać prawa a nie ich nokautować.
-No dobrze,to wsadź ich do paki.
-Oto się nie martw,mają to jak w banku.
Idąc po schodach na górę uśmiech powoli znika z twarzy Kay...będąc przed dźwiami pokoju ponownie jest zamyślona...
"Prosze niech dziś znów bedzie sobą lub przynajmniej się zwierzy...prosze"
Zabrawszy teczkę z dokumentami Jenny wychodzi,po chwili odjeżdża z przed domu.Nacisnąwszy ostrożnie klamkę Kay po cichu wchodzi do pokoju.Usiadłszy na łóżku przez chwilę patrzy na swoją córeczkę...
"Tak słodko śpi...jest niczym aniołek..."
Patrząc na Sarę widzi ją pełną życia gdy była niczym promień słońca:
"Co się stało z moją iskiereczkę?...moim żywym sreberkiem?"
Westnawszy:
-Pobudka...pora wstawać śpioszku?
-Mama?...
-A kogo się spodziewałaś
-Zawsze budzi mnie tata...
-Nie tym razem kochanie
-Nie mów tak...
-Jak?
-Nie ważne...nie musisz iść do pracy?
-Mam wolne...ubierz sie a ja przyszykuje śniadanie,co chcesz?
Dziewczynka wzrusza ramionami
-No dobrze coś wymyśle,ubieraj się.
Schodząc do kuchni dziewczynka słyszy dzwonek do dźwi
-Otworzysz skarbie?
-Tak.
Otwierając dźwi Sara zamiera:
-Kto przyszedł?
Dziecko nie może wydobyć z siebie głosu.
-Saro?
Będący na progu mężczyzna chwyta dziewczynkę:
-Mamo!...pomóż mi!...mamo...!
Słysząc krzyk matka wybiega na zewnątrz-widząc szamoczącą się córeczkę biegnie w stronę mężczyzny który wsadza ją do środka:
-Zostaw ją!
Mężczyzna wyprowadza cios-kobi