Jarek
***
Zabrakło ułamka sekundy. Potworowi, by wbić szpony dokładnie w szyję Pawła, a Pawłowi – by nadziać atakującego stwora na widły. Minęli się o centymetry. Chłopak poczuł, jak ostre pazury przesuwają się po jego prawym barku, rozrywając ubranie i delikatnie raniąc. Widły, wyrzucone w przód gwałtownym ciosem, pociągnęły go za sobą i omal nie pozbawiły równowagi. Adrenalina natychmiast opanowała jego organizm. Chwycił mocniej broń, odwrócił się, uderzył wykorzystując impet i sapnął, gdy metalowy ząb wbił się w czarny kształt, szykujący się do kolejnego skoku. Trafił w prawy bok, tam, gdzie człowiek miałby nerkę. Potwór pisnął przeraźliwie, a Paweł natychmiast wyszarpnął widły, chcąc zadać drugi cios.
– Chodź tu skurwielu! – krzyknął, wahając się przez moment gdzie uderzyć i to był błąd.
Wytrącony z równowagi potwór zdołał ją odzyskać i rzucił się na Pawła, zręcznie omijając ostre widły. Przewrócił go i mocno wgryzł się w bark, przy wtórze głośnych krzyków i przekleństw chłopaka. Ostre narzędzie wypadło mu z ręki i odbiło się od traktora.
Jarek oglądał to wszystko jakby w zwolnionym tempie. Widział nieudany atak bestii i uderzenie Pawła, a teraz patrzył, jak obaj siłują się na ziemi. Umięśnione ręce jego kolegi próbowały zrzucić z siebie czarny kształt, jednak potwór wydawał się mieć nadludzką siłę i nic sobie nie robił z jego ciosów. Z odrętwienia wyrwał go rzężenie kolegi:
– Pomóż mi kurwa!
W tej chwili zapaśnicy przesunęli się bliżej światła (drzwi do domu musiały się całkiem otworzyć) i Jarek zobaczył zakrwawioną twarz chłopaka. Zrobił krok do przodu, potknął się o wiadro i upadł ciężko, uderzając podbródkiem o ziemię. Sapnął, chwycił nieszczęsne wiadro i niewiele myśląc, wciąż klęcząc, zamachnął się na potwora. Chybił. Poczuł, jak szpony rozszarpują mu prawe przedramię, ale nie wypuścił pałąka. Na szyi bestii natychmiast pojawiła się dłoń Pawła i ścisnęła ją, przy wtórze głośnego charczenia.
Wtedy Jarek walnął na odlew i tym razem trafił – rozległo się głośne brzdęk! Bestia, ogłuszona ciosem, dała się zrzucić i będąc teraz na dole przyjmowała na twarz wściekłe ciosy Pawła. Jedno takie uderzenie zazwyczaj wystarczało, żeby powalić dorosłego mężczyznę i zanim stało się najgorsze, Jarek zdążył się zdziwić, że czaszka potwora nie rozpadła się w drobny mak. W ułamek sekundy później ostre pazury, wycelowane wprost w szyję Pawła, trafiły w cel, rozszarpując gardło i krtań chłopaka.
Gorąca, nabuzowana adrenaliną krew trysnęła potworowi w twarz i niemal natychmiast spłynęła na ubłoconą ziemię. Chłopak zdążył wymierzyć jeszcze jeden słaby cios, po czym opadł ciężko na bestię. Jarek ujrzał, jak sto dziesięć kilo mięśni i tłuszczu przygniata wielkiego, czarnego nietoperza. W żółtych oczach – teraz je widział dokładnie, bo potwór natychmiast odwrócił do niego głowę – widział dziką satysfakcję i jasny przekaz: “Teraz twoja kolej”.
Nie czekając i ignorując palący ból w rannej ręce wstał, ominął martwego przyjaciela i rzucił się pędem do domu. Do otwartych drzwi miał jakieś pięć metrów. Wbiegł szybko na schody, o mało nie zahaczając o ostatni stopień, minął otwarte drzwi, wpadł do środka i mocno je pociągnął, zatrzaskując z hukiem. Odwrócił się szybko szukając zasuwki, łucznika albo klucza, gdy usłyszał głośne, przeciągłe warknięcie z wnętrza domu.
“Niemożliwe” – pomyślał – “Nie mógł być tu przede mną”
Ale warknięcie się powtórzyło, jeszcze dłuższe i jeszcze głośniejsze. Już miał otwierać drzwi i uciekać, gdy zdał sobie sprawę, co to za odgłos – ojciec Pawła (nieświadomy, że właśnie stracił syna) spał w najlepsze na górze, głośno chrapiąc.
“Niech śpi póki może” – przemknęło mu przez głowę, gdy poczuł silne szarpnięcie, które niemal wyrwało klamkę z jego rąk. Najwyraźniej monstrum uwolniło się od ciężaru i zamierzało rozprawić się z tym, który zaczął to całe zamieszanie od wypadku w lesie. Oczy Jarka w końcu dostrzegły małą gałkę łucznika, a palce niemal automatycznie powędrowały i przekręciły ją dwa razy. Kolejne szarpnięcie – zamek nie pozwolił otworzyć drzwi, ale dał się słyszeć złowrogi trzask.
Jarek odszedł trochę do tyłu i przyjrzał się drzwiom – nie wyglądały za dobrze. Liche, drewniane, bez żadnych wzmocnień, nie mogły wytrzymać długo. Trzask! – następne szarpnięcie i wyrwana klamka zniknęła w dziurze. Musiał działać. Odwrócił się – teraz miał przed sobą kuchnię. Niestety, siekiera przepadła, gdy przewrócił się o wiadro, ale w kuchni też powinna znaleźć się jakaś broń.
Wszedł (a raczej wbiegł) tam. Na stole, po lewej, nadal stała opróżniona flaszka – jak dawno to było, sto lat temu? Łup! – pozbawione drzwi klamki nie dawały się szarpać, więc potwór postanowił je wyważyć. “Całe szczęście, że otwierają się na zewnątrz” – pomyślał – “Dlaczego nie mogłem trafić w tym lesie na jakiegoś zająca, dzika albo jelenia?”