Jarek
Nawet oczy były bardziej żółte. Skrzydła, nieco rozłożone, pewnie dla zwiększenia efektu, sięgały od kuchenki do stołu. Poczuł ciepło i mokro w kroku.
Potwór zobaczył czarno-kolorową breję na podłodze i zawył. Głośno, przeciągle, żałośnie. Krew w żyłach Jarka przestała płynąć. Sygnały, wysyłane przez jego mózg do ręki trzymającej toporek nie docierały – stał sparaliżowany, w pełni świadomy tego, co się zaraz stanie. Żółte oczy popatrzyły wprost na chłopaka. Ujrzał w nich złość, nienawiść, coś bardzo, bardzo pierwotnego. Nie było tam litości. Zobaczył, że stwór cofa rękę i wyprowadza cios.
Usłyszał trzask łamanych kości, poczuł przeraźliwy ból w klatce piersiowej i w chwilę później ktoś zapalił mu tam ognisko. Albo raczej zdetonował bombę atomową, tysiąc razy silniejszą niż ta z Hiroszimy. Poczuł się lżejszy. Nie mógł złapać oddechu, obraz przed oczami rozmazał się, a na potwora trysnęła krew. Spojrzał w dół i jak przez mgłę zobaczył, że czarna postać trzyma w szponach jego własne, jeszcze bijące i ociekające krwią serce. Z góry dobiegł go wkurzony głos obudzonego ojca “Co wy tam robicie, do kurwy nędzy”. Usłyszał jeszcze, jak wersalka trzeszczy, stary wstaje i otwiera drzwi. Ciemność zapadła, zanim rozległy się kroki na schodach, a ciało Jarka upadło na podłogę.