Intruz w pracowni
Teraz właśnie tak zrobiła: włączyła radio i zapomniała o całym świecie. Narysowała sobie wzór, założyła materiał na tamborek, nić muliny założyła na igłę i zaczęła podśpiewywać do piosenek. Była tak pochłonięta zajęciem, że aż podskoczyła na krześle, gdy usłyszała:
-Powiem ci jedno: na piosenkarkę to ty się nie nadajesz. Okropnie fałszujesz.
-Zapomniałam, że tu w ogóle jesteś!- Diana złapała się za serce i zaczęła śmiać.
-Sorry, nie chciałem cię wystraszyć.
Diana machnęła ręką.
-Spoko. A co do mojego śpiewu, to nie musisz się obawiać. Doskonale wiem, że nie umiem śpiewać, więc kariery w tym kierunku nie będę robić na pewno.
-Zawsze możesz się nauczyć.
-Nie będę marnować czasu na coś, co mi niepotrzebne do szczęścia.
-W takim razie jak będziesz mieć dzieci, to nie śpiewaj im kołysanek na dobranoc.
Diana spojrzała na niego wilczym wzrokiem.
-Chcesz powiedzieć, że mam pozbawiać podstawowej rzeczy, jakiej potrzebują małe dzieci do swojego rozwoju? Wiesz jak w ogóle działa śpiew na takie małe dziecko? Obojętnie czy to fałsz, czy nie?
-Możesz mnie oświecić.
-I ty śpiewasz zawodowo! - rzuciła z niedowierzaniem – Powinieneś się wstydzić! Współczuję matce twoich dzieci i samym twoim dzieciom.
-Dziękuję.
Diana zaskoczona jego reakcją wybałuszyła oczy ze ździwienia, po czym powiedziała:
-Jesteś bezczelny.
-Ja?
-A kto, ja?
-No nie wiem, może za mną ktoś stoi i mówisz akurat do niego.
-A kto niby miałby za tobą stać? Chyba że zamiast tylko ciebie chowa się tu jeszcze ktoś?
-Nic mi o tym nie wiadomo.
-To nie zgrywaj głupka, że nie wiesz o kogo chodzi. Chowasz się tu od trzech dni bez mojej wyraźnej zgody i wiedzy, więc jak chcesz tu zostać, to żądam szacunku, a nie bezczelnych odpowiedzi. Nie jesteś pępkiem świata.
-Przecież pozwoliłaś mi tu zostać.
-Ale w każdej chwili mogę zmienić decyzję, więc radzę ci zachowywać się jak na normalnego człowieka przystało, a nie jak na rozpieszczonego bachora.
-Nie jestem rozpieszczonym bachorem! O co ci w ogóle chodzi? Że powiedziałem, że fałszujesz? Nie ty jedna.
-Sama wiem, że doskonale fałszuję i nie chodzi mi wcale o to!
-To o co?
-O twoją odpowiedź: „Dziękuję”. Co to miało być w ogóle? Dziękujesz, że będziesz pozbawiał swoje dzieci i ich matkę największej przyjemności, jaka została dana ludziom?
-Powiedziałaś, że im współczujesz, no to za to podziękowałem. Ty już sama nie wiesz, co mówisz. Weź się ogarnij.
-Wiem, co mówię! Chodzi mi o twoją bezczelność. To „Dziękuję” powiedziałeś tak bezczelnym tonem, jakbyś w ogóle im nie współczuł. Zero skruchy za to, że ich tego pozbawisz!