Intruz w pracowni
-Nie znasz się na show-biznesie – powiedział z przekonaniem.
-Masz rację, nie znam się. A ty jesteś głupi.
Diana zostawiła chłopaka w spokoju i zabrała się za swoją sukienkę.
-Nie jestem głupi.
-Ty tak twierdzisz. Moje zdanie jest inne. Pozostańmy na tym.
Podłączyła maszynę do prądu i położyła skrojone kawałki materiału przed sobą. Zamilkła i wbiła w nie wzrok. Po minucie nagle jakby ją prąd przeszedł, wybudziła się z zamyślenia.
-Jesteś głodny? Krzysiek ci coś dawał do jedzenia? Jak długo tu już w ogóle siedzisz?
-Jasne, że dawał. Ale dziś jestem o pustym żołądku. Poszedł do szkoły i nawet nie pomyślał o swoim gościu.
-Pewnie myślał, ale nie miał czasu się nim zająć. My przed wyjściem do szkoły, albo pracy nie jadamy śniadań. Nie mamy na to czasu, jeśli wolimy spać do oporu.
-A ty uczysz się jeszcze czy pracujesz?
-Pracuję, ale w domu. Czasem tylko jadę do firmy, jak mi szef karze. Dzisiaj akurat nie mam nic specjalnego do roboty, więc postanowiłam w końcu wziać się za to, co zaczęłam miesiąc temu i nie skończyłam. Dla ciebie okazało się to niezbyt dobre.
-Mam nadzieję, że nie powiesz nikomu?
-No nie wiem. Moim zdaniem zachowujesz się teraz jak głupi dzieciak, a ja takiego zachowania nie popieram.
-Błagam!
-A zapłacisz chociaż za usługi? W końcu siedzisz tu jak w jakimś hotelu. I na dodatek wszyscy cię obsługują. Coś nam się chyba należy za to, nie?
-Jasne, że zapłacę, tylko, proszę, pozwól mi tu zostać na kilka dni!
-Tylko wiesz, oprócz mnie i Krzyśka mieszkają tu jeszcze moi rodzice i nasze liczne rodzeństwo. Oni też powinni wiedzieć, że mają gościa. Jeszcze któryś z nich się na ciebie natknie tak jak ja i twoje wakacje mogą się skończyć, bo oni ci już nie uwierzą. I co ty na to?
-Ale ty uwierzyłaś.
-Ja jestem ja, a oni to są oni. Nie gustują w tej samej muzyce, co ja i Krzysiek. Nie skojarzą cię. Masz, chłopcze, problem.
Chłopak zamilkł. Musiał coś wymyśleć, bo dziewczyna ma rację. Gusta muzyczne są różne. Nie każdy musi go znać.
-Siedziałem tu cały weekend. Dopiero dzisiaj ty mnie znalazłaś. Przez kilka kolejnych dni chyba tu znowu nikt nie przyjdzie? W końcu to twoja pracownia. Czy nie tylko twoja?
-Właściwie to moja… - Diana musiałała się zastanowić – Dobra. Ten jeden jedyny raz pójdę ci na rękę i pomogę. Ale nie myśl, że to dobre rozwiązanie na resztę życia. Co ci zrobić do jedzenia?
-Wszystko jedno, co, byle byłoby zjadliwe.
Diana wyszła. Zamknęła pracownię i zabrała klucz ze sobą, czego nigdy do tej pory nie robiła. Klucz zawsze był w drzwiach, bo wiedziała, że nikt z rodziny jej nic nie zabierze, nawet jeśli tam sobie wejdzie, żeby tylko popatrzeć, nad czym znowu pracuje, albo choćby popatrzeć przez okno.
Wróciła po trzech minutach z jogurtem i płatkami owsianymi w ręku.
-Masakra. Czuję się jak bohaterka dennej komedii romantycznej – powiedziała, zamykając za sobą drzwi – Mam nadzieję, że się nie będziesz do mnie stawiał. Masz. Zadowól się tym.
-Dzięki – chłopak wziął jedzenie od Diany – Możesz być spokojna. Nie mam zamiaru. Chociaż…
Zaczął jej się przyglądać. Diana długo nie pozostawała mu dłużna. Mocno chlastnęła mu z liścia. Na policzku został mu czerwony ślad.
-Tylko spróbuj.
Odwróciła się na pięcie i usiadła przy maszynie. Oglądnęła cały skrojony materiał, myśląc, od czego ma zacząć. Gdy doszła do punktu wyjścia, złożyła brzegi tkaniny pod igłą i nacisnęła pedał. Chłopak tymczasem jadł i przyglądał się Dianie. Gdy skończyła zszywać wybrane kawałki zapytał:
-Jak masz na imię?
-Diana.
-Krzysiek nie mówił, że ma taką ładną siostrę – uśmiechnął się figlarnie.
-Chcesz jeszcze raz dostać z liścia?