Iks-X
- Jesteś jakiś nie swój. Stało się coś? - po prostu pyta miłym, aksamitnym altem. Nie cierpię piskliwych sopranów. W chórze wolałem siedzieć za altami.
- Nie…znaczy…miałem dziwny sen - nie wiem, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie lubię kłamać, ale czasem trzeba. Zresztą może to był faktycznie sen połączony z somnambulizmem, którym fascynowali się ludzie w Młodej Polsce. Jak ów słynny “taniec lunatyków” z “Wesela”. Podczas premiery w Teatrze SŁowackiego w Krakowie, woźnice podjeżdżali po przedstawieniu i wołali: “Kto mnie wołał, czego chciał…?”
- O czym? - pyta rzeczowo.
- Że podróżowałem na odległość.
- I co?
- Nic. Obudziłem się i odetchnąłem z ulgą.
- A gdzie byłeś w tym śnie?
- W Rzeszowie.
- Przecież nie znasz, nie byłeś tam.
- Raz tam śpiewaliśmy “Requiem”. W tym śnie komórka pokazywała przez gps.
- I co tam robiłeś? - czułem jak pętla coraz mocniej zaciska się na mojej szyi.
- Nic. Pochodziłem trochę, potem zdawało mi się, że jestem w czyimś pustym mieszkaniu, z którego nie dało się wyjść, bo ktoś od zewnątrz zamknął zamek “Gerda” na dwa razy.
- Mieliśmy taki zamek.
- Właśnie. Pewnie we śnie wszystko się miesza.
- I jak sen się skończył?
- Schowałem się w szafie i czekałem, aż ktoś wróci i wtedy dam dyla. Wszedłem do szafy i zasnąłem. Obudziłem się tu… - kłamałem jak najęty z nut, ale nie mogłem inaczej. Zresztą, może to się nigdy więcej nie powtórzy.
- To miałeś “sen we śnie”?
- Tak, ale to nie to samo, co świadomy sen.
- Opowiadał nam o tym na wykładzie z klinicznej Walczyński.
- A pamiętam, mówiłaś mi… - cieszyłem się, że udało się wybrnąć jakoś zręcznie z tej sytuacji. Jaka jest największa umiejętność społeczna nauczana w szpitalach dla nerwowo i psychicznie chorych na zajęciach z terapii? Nauczyć się w gruncie rzeczy kłamać w żywe oczy. Wszak zdrowi stosują pochlebstwa, fałszywe komplementy, zeznają nieprawdę, poświadczają fałszywe faktury. Podobno oszukiwanie bardziej rozwija mózg, bo jest trudniejsze niż tak zwane “walenie prosto z mostu” i nieowijanie w bawełnę. Chorzy są jak dzieci - szczerzy, mówią, co myślą, ufają ludziom, co często się dla nich źle kończy.
Po wypiciu mocnej tureckiej wracam na górę, ubieram się i korzystając z tego, że żona zmywa naczynia, nastawia pranie biorę do ręki smartfona. Nadal widnieje tam w zakładce Yanosika, którego zwykle używam, żeby wiedzieć, czy w pobliżu są patrole drogowe - lokalizacja rzeszowska.
- “Niemożliwe…Boże…to, to nie dzieje się naprawdę”. Myślę intensywnie. Nie, nie mam halucynacji. Albo nowo kupiony na raty smartfon z Androidem zwariował i ma urojenia, albo…
***