Iks-X
Akurat miała czas, że kapryśna wena ją opuściła, podobnie jak dobra karma i natchnienie, na którego powrót bardzo liczyła. Pracowała jako projektantka wnętrz i ogrodów, większość roboty wykonywała na komputerze i w domu “po godzinach” kończyła zaległe projekty, albo oddawała się radosnej twórczości. Projektowała i usiłowała sprzedać na platformach stockowych przepiękne grafiki cyfrowe, umiała korzystać nie tylko z narzędzi AI, ale także znała różne programy analogowe. Czasem cofała się jeszcze dalej w czasie i rysowała piórkiem na kartce, albo brała pędzel do ręki i malowała kolejne pejzaże, martwą naturę i portrety na zamówienie. Nie było ich jednak dużo, stąd mocno trzymała się pracy w korpo i uważała na wszystko, co się mówiło w kuluarach, w szatni, wszędzie. Nie plotkowała, bo wiedziała, że cokolwiek powie się na parterze, zaraz będzie słyszane “na górze”.
Otworzyła laptopa i zdziwiła się, że był tylko uśpiony. - “Co jest, do cholery?” - powiedziała do siebie półgłosem. Była pewna, że wyłączyła wczoraj laptopa, bo dbała o środowisko i popierała ekologię, wiedziała, że każde uśpione urządzenie dalej emituje węglowy ślad i zużywa energię serwerów. Weszła na główny ekran i otworzyła fejsa, instagrama, pocztę e-mail, komunikator WhatsApp i Google News. Na fejsbuku sprawdziła powiadomienia, lubiła to uczucie, gdy czerwone cyferki informowały, że ktoś coś polubił, wpisał komentarz czy udostępnił jej materiały. Rzecz jasna nie wolno jej było publikować prac z korpo, więc udostępniała te robione “po godzinach”. Lubiła także, gdy na czacie czekały różne wieści od znajomych. Miała swoje grupy i strony, którymi administrowała. Na początku Fb był monopolistą i dostarczała sporo dopaminy. Potem przyszedł czas na konkurencję, powstał Twitter, Pinterest, LinkedIn czy Tumblr, ale to były bardzo niszowe serwisy i rzadko tam zaglądała. Wtem coś ją tknęło. Wierzyła w intuicję, interesowała się parapsychologią i ezoteryką, choć nie po to, by odprawiać czarną magię. Starała się zrozumieć świat i pomóc mu. Jedyne, co miało sens to pomaganie potrzebującym.
Gdy więc wiedziona instynktem jaźni kliknęła “historię” otwieranych stron, zamarła. Wierzyła jeszcze, że to ze zmęczenia. Ale to coś nie miało wcale zamiaru zniknąć. Wręcz przeciwnie. Magda odchyliła się do tyłu, szarpnęła i poszła na balkon. Z nerwów zapomniała, gdzie trzyma mentole i zapalniczkę. Wypaliwszy papierosa, wróciła przed komputer, mając jeszcze nadzieję, że to jakaś koszmarna pomyłka, błąd systemu czy atak hakerski. Sprawdziła stan zapory antywirusowej - działała. Sprawdziła stan konta w jedynym banku, jaki miała - nic nie zginęło. Zeskanowała cały system - wszystko było w najlepszym porządku, szczególnie, że laptop był nowy, kupiony na raty w MediaMarkt na korzystnych warunkach. Im głębiej wchodziła w zakładkę “Historia”, tym mocniej waliło jej serce i mocniej niż zwykle szumiało w głowie…
***
Z pracy, podczas której niemal zapomniałem o porannych sensacjach, wracać zwykłem był około 21, czasem, gdy było sporo punktów, po 22. Jeszcze nie mogłem ochłonąć z wrażenia po odczytaniu wiadomości sms, która nadeszła około 18. Tekst, jaki ukazał się moim oczom brzmiał: "Wszystko jest pod kontrolą. Zachowuj spokój. Czuwamy." Po pierwsze i ostatnie, kto był nadawcą, czego chciał i jakie miał zamiary?
Po drugie i przedostatnie, skąd miał mój numer telefonu? Po trzecie i znów ostatnie, dlaczego pisał z zastrzeżonego numeru. Komórka co prawda ostrzega ostatnio o podejrzeniach oszustwa lub spamu, ale tym razem przepuściła tego "esesmana" bez ostrzeżenia. Ten albo ci, którzy mi to wysłali musieli mieć niezłe zabezpieczenia i umieć obejść wszystkie bramki selekcyjne, zanim wiadomość mogłem wyświetlić. Nie było tam żadnego linku, ale i tak nigdy w żaden nie klikałem. Wiadomo, Internet i telefonia komórkowa to teraz eldorado dla poszukiwaczy cyfrowego złota.