Gwiazdka z nieba
- Nie rób tego. –
Odezwał się ciepły spokojny głos starca z siwą brodą stojącego tuż przed ławką
Edwarda. Otworzył załzawione oczy, wyjął pistolet z ust nadal trzymając go
oburącz i celując w niebo.
- Czego chcesz starcze?
Odejdź! –
- Mogę ci pomóc
Edwardzie. – Odparł nieznajomy z siwą brodą
- Skąd znasz moje
imię? Kim jesteś? – Edward wstał z ławki. Pistolet wycelował w tajemniczego
gościa. Jego ręka trzęsła się. A w jego głosie dźwięczała desperacja.
- Uspokój się. Nerwy
tu na nic się nie zdadzą. –
- Niby jak? –
- Miałbym ci pomóc?
To proste. Mogę sprawić byś znów był z ukochaną i nie stracił pracy. –
- Nie wierzę! –
- To nie ważne. Ja
mogę to zrobić. Wystarczy, że się zgodzisz. Nie masz nic do stracenia. Możesz
tylko zyskać. –
- Jak? – Zapytał
zaciekawiony Edward.
- A chcesz? –
Nieznajomy cierpliwie stał spokojnie rozmawiając z desperatem. Sam się nie
denerwował. Ani śladu emocji. Jakichkolwiek.
- Tak –
- Zamknij oczy –
- I tyle? To
wszystko? – Z niedowierzaniem zapytał Edward. Nie mieściło mu się to w głowie.
Jedynie zamknąć oczy i odzyskać wszystko, co stracił.
- Zgoda. Powiedz, co
mam robić? – Odparł po krótkim namyśle.