Głos Wołającego Na Pustyni
- A Wiedźma? – pytam zaciekawiona. Piękna gniada klacz zwróciła moją uwagę już na początku prezentacji.
- Wiedźma jest tu nowa – wyjaśnia Martyna – Niewiele z nią pracowaliśmy i na razie nie nadaje się pod siodło na obozy.
- A czy ja mogłabym na niej jeździć? - perspektywa układania nowego konia wyjątkowo mnie podnieca.
Martyna w zamyśleniu pociera podbródek.
- Musiałabym zobaczyć jak sobie radzisz z końmi. Ale jak masz odpowiednie umiejętności, chyba nie będę miała nic przeciwko.
Niemal podskakuję z radości na te słowa.
- Kiedy mogłabyś mnie przeegzaminować?
- Co byś powiedziała na teraz?
Babcię zastaję przy wejściu do stajni. Próba wyszła dobrze, Martyna stwierdziła, że mogę trenować z Wiedźmą, kiedy akurat nie będzie prowadzić lekcji z obozowiczami. Zachwycona tą wieścią praktycznie zdążyłam zapomnieć o porannym incydencie. Twarz kobiety jest poważna, mocno kontrastuje z jakimś radosnym kawałkiem lecącym w radiu, który prawdopodobne stanie się przebojem tegorocznego lata.
- Możemy porozmawiać? - pyta mnie bez żadnych wstępów.
- Jasne – macham Martynie i opuszczam budynek.
Przechodzimy koło padoku i kierujemy się w kierunku niewielkiego lasku. Stwierdzam, że lato na wsi, to niesamowita sprawa, patrząc na wszechobecną zieleń. Szkoda, że matka nas tutaj wcześniej nie zabierała. Momentalnie tracę humor na myśl o rodzicielce. Wielu rzeczy nie robiła z nami jako matka. Siadam na omszałym kamieniu w cieniu drzew tuż obok babci. Ta przez pewien czas kontempluje tylko piękno krajobrazu. Dopiero po dłuższej chwili przenosi wzrok na mnie.
- Wiem, że nie mieliście z Basią łatwego życia – zaczyna. Chcę jej przerwać ale podnosi dłoń, żebym nic nie mówiła – Zdaję sobie też sprawę, że zareagowałam, jak było już za późno. Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że pragnę dla was jak najlepszego życia.
- To nie jest takie proste, jakby się wydawało – mruczę.
- Wiem.
- Co w takim razie chcesz zrobić?
Zastanawia się przez chwilę.
- Nie zastąpię wam matki, ale mogę stworzyć wam taki dom, jakiego dotąd nie mieliście. Pytanie czy tego chcecie.
- Z Elką to nigdy nic nie wiadomo. Nie da się zgadnąć, co jej chodzi po głowie.
- Myślę, że jest trochę zagubiona, zresztą tak jak ty. Mogę wam pomóc, tylko to wy musicie się na to zgodzić, żeby wszystko działało jak należy.
Zabrzmiało to dziwnie, jak jakaś magiczna tajemnica.
- Co masz na myśli?
- „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał”1 - odpowiada spokojnie, z zamyśloną miną – Leczenie wymaga zgody pacjenta, moja droga – klepie się w kolano i energiczne wstaje – No dobrze, wypadałoby przywitać gości.
Nigdy bym nie podejrzewała, że samo przebywanie z uczestnikami obozów jeździeckich może być tak męczące. W przeciągu niecałych dwóch godzin poznałam dziesięć nastolatek, o różnorakim wyglądzie i stylu bycia. Z niektórymi wolałabym nigdy nie mieć do czynienia, niektóre wyglądały jak milion dolarów i miały z sobą sprzęt o podobnej wartości. Tylko niewielka część naprawdę wydawała się być fajna. Razem z babcią, Lewim i Martyną witaliśmy wszystkie, jednocześnie kierując rozchichotane dziewczęta do pokoi. Elka cały ten czas była nieobecna.
Łapczywie chwytam oddech kiedy w końcu zostaję sama. Dopiero teraz mam czas wsłuchać się w swoje myśli. Wpatruję się w pomarańczowy dysk zachodzącego słońca i kontempluję. Przemykają mi przed oczami wspomnienia radości dzieciństwa, kiedy matka jeszcze potrafiła okazać nam coś w stylu miłości. Wracam pamięcią do moich pierwszych lekcji konnych, kiedy naprawdę czułam się coś warta… Ela jak zwykle gwałtownie wpada do pokoju, przerywając mi w połowie wspomnienia. Bez słowa rzuca się na łóżko i wtyka słuchawki tak głęboko w uszy, jakby chciała własnoręcznie się ogłuszyć poprzez przebicie sobie błony bębenkowej. Po chwili docierają do mnie przytłumione dźwięki jakiegoś metalowego kawałka. Wiem, że nie mam po co wracać do wspomnień, sama aura, którą roztacza Elka sprawia, że marzenia tracą sens i się wykrzywiają. Wyciągam telefon, postanawiając poszukać słów, które usłyszałam dziś od babci, bo co do tego, że to cytat jestem stuprocentowo pewna.