Front, cz.2/2
– Chcesz przeżyć?
– Chcę wrócić.
– Długo jesteś w wojsku? Walczyłeś wcześniej?
– Nie, obywatelu kapralu. Ja z mobilizacji.
– To słuchaj się! – Janek podniósł głos. – Nie pierwszy rok walczę. Najgłupiej zginąć pod koniec wojny. – Popatrzył na pozostałych żołnierzy i już spokojnie dokończył – niech się hitlery pośpią. Wtedy ruszymy. Oni walczą od godziny do godziny, śpią też na rozkaz.
Młodziutki kanonier umilkł. Pozostali nie odzywali się, byli równie młodzi i niedoświadczeni; bój sprzed kilku dni też był ich pierwszą walką. Janek jednego z nich zostawił jako pierwszego na czujce, a sam wraz z pozostałą dwójką zaszył się głębiej w lesie. Tak przeczekali do późnej nocy.
Szczęście dalej ich nie opuszczało. Noc była pochmurna, ułatwiała krycie się w ciemnościach. Wreszcie Janek zdecydował:
– Chłopaki, czas już. Idę pierwszy. Zachowajcie odstępy do dziesięciu metrów, tak, aby tylko jednego widzieć przed sobą. W razie złego jest szansa, że nie wpadniemy wszyscy. Kiedy idę, idziecie, kiedy się czołgam, czołgacie się, kiedy zamieram, zamieracie. Jasne? – Popatrzył na nich uważnie. – Podskoczcie jeszcze. No, podskoczcie. W porządku, nie brzęczycie. No to… idziemy.
Ruszył ostrożnie przed siebie z odbezpieczonym karabinem. Dużo nim nie zdziałałby, ale w razie wykrycia przez Niemców kilka jego wystrzałów oraz rzut granatem mógł dać kilkanaście sekund zwłoki i szanse ucieczki pozostałej trójce żołnierzy. Byli jeszcze smarkaczami, prosto z jesiennego poboru. Janek, doświadczony partyzant, czuł się za nich odpowiedzialny. Szedł pochylony, starając się dostrzec zawczasu jakiś ruch z przodu. Co kilkanaście-kilkadziesiąt kroków zatrzymywał się i nasłuchiwał. Nie przyśpieszał. „Gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy” – a nie miał jeszcze chęci do zbyt wczesnego skończenia własnego życia. Ledwie dwadzieścia jeden lat na karku i bliski koniec wojny zmuszał do szczególnej ostrożności.