Front cz.1/2
Jednak wojna ma swoje prawa. Nie było wiele czasu do rozmów, rozkazy wyższych dowódców gnały polskie oddziały naprzód. Pułk przeciwpancerny Janka stanął wieczorem na nocleg w jednej z opuszczonych wiosek niedaleko Budziszyna. Zmęczeni żołnierze rozlokowali się w domostwach, zjedli posiłek, położyli się spać. Czas było odpocząć, rano czekał ich kolejny dzień w drodze na Drezno.
* * *
Wybuch, wybuch, wybuch! Potężne grzmoty i rozbłyski wyrwały przeciwpancerniaków z głębokiego snu. Alarm bojowy!
Gwałtownie zbudzony Janek zerwał się na równe nogi. W pośpiechu wzuł buty, nałożył hełm, chwycił broń i opuścił chatę wraz z innymi. Na dworze było już całkiem jasno. Doskoczyli do swoich armat pozostawionych przy poniemieckich okopach. Porucznik, dowódca ich baterii, już też dobiegł. Wyciągnął lornetkę i spojrzał przez nią. Była nawet niepotrzebna – wszyscy dojrzeli, jak z lasu, niecałe pół kilometra od wsi, wyjechało kilkanaście niemieckich czołgów. Tak blisko! Dali się zaskoczyć! Skąd tu czołgi, przecież hitlerowcy uciekają przed nimi!