Fallout, rozdział 5: Złomowo - część 1 - partia a
No właśnie, braminy! Obok koszar rosło drzewo przypominające wystawioną na śmietnik wigilijną choinkę. Być może niegdyś była to jabłoń, lecz teraz wyglądała jak zasuszony drapak z jedną wystającą po łuku gałęzią, na której zazwyczaj wieszają się zdesperowani hazardziści.
Tuż obok tej udręczonej rośliny znajdował się drewniany parkan. Za parkanem tym kłębiło się niewielkie stadko dwugłowych krów. Blaine przemknął obok nich, posyłając im kilka ukradkowym spojrzeń. Bóg jeden raczy wiedzieć, o co chodzi z tymi krowami, ale gdy tylko go spostrzegły, zaczęły niepewnie gromadzić się przy najbliższej mu ścianie ogrodzenia i z wolna, zachowując z początku jakieś pozory przyzwoitości, pomukiwały cicho.
Blaine uznał, że cokolwiek zdarzyło się w Cienistych Piaskach, tutaj ten numer nie przejdzie. Jeżeli zadrze z lokalnymi braminami, lokalni rolnicy i pastuchy dobiorą mu się do skóry. Dlatego zachowując względną obojętność zignorował domagające się pieszczot, nawołujące go już z nie lada desperacją cielęta i przesmerfowując naprędce obok ich zagrody, dostrzegł kątem oka i zarejestrował, iż vis-a-vis mieści się szpital. Dobre miejsce, o którym warto pamiętać. Solidny, kamienny budynek przypominający chyba jedną z tych przedwojennych stacji benzynowych. Tabliczka z nazwiskiem lekarza prezentowała wybite w mosiądzu litery: „doktor Kostuch”.
Blaine skrzywił się w duchu, ale po chwili uznał, że noszące dumnie nazwę Złomowo miasto musi trzymać poziom i lokalny lekarz faktycznie może sobie pozwolić na przezwisko Kostuch. Killian Darkwater powinien się w takiej sytuacji mianować Śmieciarzem, zaś Gizmo… chuj jeden wie. Nie chce mi się wymyślać. Niech Gizmo pozostanie po prostu tłustym, opasłym skurwysynem manifestującym wszystko, co złe i obrzydliwe w każdym z możliwych światów.
Zmierzając w kierunku Noclegowni, Blaine zauważył karcer. Był to niewielki, jednopiętrowy budynek – jak praktycznie wszystkie tutejsze domostwa – ze stojącym przed nim strażnikiem, ścianami z karbowanej blachy pozbawionymi okien, wyglądającymi na solidne drzwiami i wywieszką, której napis układał się w nasuwające złe skojarzenia słowo „areszt”.
Noclegownia zajmowała znacznie większą przestrzeń, niż Brama. Główny element krajobrazu stanowił potężny hangar z szyldem Darkwater i nieco mniejszą wywieszką „U Killiana”. Niewątpliwie był to opisywany przez Larsa wielobranżowy sklep prowadzony przez burmistrza Złomowa. Warto do niego zajrzeć, zwłaszcza, że czegoś takiego w Cienistych Piaskach nie było, a Blaine musiał z wolna planować uzupełnienie zapasów.
Tuż obok, nieco bardziej na zachód mieściła się… kolejna zagroda braminów. Co prawda dwugłowe krowy były tylko cztery, ale ich strzygące nieustannie uszy zdawały się nabierać cech ruchowych dziwnego podekscytowania, a gdy Blaine zbyt długo wpatrywał się w zwierzęta, te z wolna zaczynały przyspieszać w swoim chaotycznym błądzeniu w granicach parkanu i wydawać z siebie dobrze mu już znane odgłosy buczącego muczenia.