*EIMIE*
- Nie mam pojęcia. Pewnie zostanę w uratowanej części domu - odpowiedziałam po krótkiej chwili.
- Czy chciałabyś zostać ze mną?
Jego pytanie poraziło mnie swoją prostotą i oszołomiło. Przestraszyłam się, jego zapędu, a umysł sam podsunął mi dziwne sceny.
- Nie, dziękuję. Dam sobie radę z Gabim - odpowiedziałam, wpatrując się gdzieś w bok.
- No weź, nie rób tak - jego ręka objęła moje ramiona, a on przyciągnął mnie blisko, do swojego boku. - Chcę Ci pomóc.
- Puść.
Drżałam, wyczuwając w jego oddechu odór alkoholu. Chciałam się wyrwać, ale przytrzymał mnie mocniej, a jego druga dłoń ścisnęła moje nadgarstki. Kiedy był podpity, zawsze robił się bardziej natarczywy. Byłam z nim już ponad pół roku, ale, na całe szczęście, to był dopiero drugi raz, kiedy znalazł mnie, gdy był w takim stanie.
- Zostaw mnie - spojrzałam na niego wściekła.
Nie rozumiałam, jak mógł się tak zachowywać. Mimo alkoholu, dobrze wiedział, jak cierpię, po utracie rodziny. Poirytowana, wysunęłam dłonie z jego uścisku i odsunęłam się od niego.
- Zamieszkaj ze mną - powtórzył, łapiąc mnie za podbródek i wpijając się w moje usta.
Zdziwiona i przestraszona rozsunęłam wargi, ale już po chwili ocknęłam się z osłupienia, odepchnęłam go i uderzyłam mocno w twarz. Zerwałam się na równe nogi i biegiem rzuciłam się w stronę domu, ignorując jego nawoływanie.
Wpadłam do starego dworku i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie plecami i zjechałam po nich na zimną posadzkę. Zacisnęłam dłonie w pięści i oparłam je po bokach nóg. Oddychałam ciężko, po szybkim biegu, a w uszach pulsowała mi krew. Dopiero teraz po policzkach popłynęły mi łzy, które powstrzymywałam przez cały dzień. Nie miałam już sił, żeby wstać i dojść do łóżka. Skuliłam się pod drzwiami, na zimnej posadzce i zamknęłam oczy, zmęczona wszystkimi wydarzeniami dzisiejszego dnia. Mój starszy brat, Gabriel, chyba miał zamiar znów spędzić noc u swojej dziewczyny, bo nigdzie nie mogłam zlokalizować jego ubrań. Wiedząc, że już nikt nie będzie mi przeszkadzał zamknęłam oczy i po prostu usnęłam.
Późnym rankiem obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi.
- Maleńka wstawaj.
Drewniane, ozdobne drzwi uchyliły się, popychając mnie lekko. Dawid kucnął przy mnie i pogładził mnie po głowie. Nie cuchnęło już od niego alkoholem. Całkowicie trzeźwy budził mnie nadal, delikatnie przesuwając dłonią po moich włosach.
- Idź sobie - usiadłam i spojrzałam na niego. Chciałam się spytać, co tu robi, ale pytanie uwięzło mi w gardle, gdy spostrzegłam światło dnia.- Cholera! Która godzina?
Zerwałam się na równe nogi i spojrzałam na zegarek. Do pogrzebu, zostały mi niecałe dwie godziny. Spłoszona, jego obecnością i zła na siebie za takie beztroskie spanie do południa, rzuciłam się do kuchni.
Przegrzebałam szafki w poszukiwaniu czegoś w miarę zdatnego do jedzenia. Wyciągnęłam jogurt i westchnęłam zawiedziona. Powinnam była zrobić wczoraj zakupy, ale po zobaczeniu śmierci moich bliskich, jakoś nie umiałam wtedy o tym myśleć.
- Mam dla ciebie chleb - usłyszałam cichy głos Dawida.
Obróciłam się, żeby spojrzeć na niego. Nadal stał przy drzwiach i patrzył na mnie tymi swoimi błękitnymi oczętami, ukrywającymi się za dziewczęcą zasłonką rzęs. Uniosłam brwi. Nadal byłam na niego zła, za to co mi zrobił wczoraj.
- Czy ja nie mówiłam, żebyś już sobie poszedł? - warknęłam, ale wzięłam od niego chleb, wdzięczna za pamięć, a nawet zmusiłam się do nikłego uśmiechu.
Położył dłonie na moich ramionach i ucałował mnie w czoło.