*EIMIE*
Usiadłam na krześle przy trumnach. Było mi zbyt słabo, bym mogła stanąć i się pomodlić. Klęknąć się bałam. Nie byłam pewna, czy podniosłabym się później sama z podłogi, a nie chciałam robić nikomu kłopotu. Powstrzymując łzy patrzyłam na pięć trumien, wykonanych z tego samego drewna, ustawionych w szeregu. Tabliczki ustawione przodem do mnie i obstawione szczelnie, przytłaczającymi zapachem i przepychem, wieńcami pokazywały w której misternie zdobionej trumnie leżeli poszczególni członkowie mojej rodziny. Gabriel po kilku minutach usiadł obok mnie ściskając mocno moją rękę. Pierwszy raz widziałam wtedy jak dorosły chłopak po prostu płacze. Zwróciłam wzrok spowrotem przed siebie odczytując rozmywające się w moich łzach napisy na tabliczkach.
Po środku stoi najmniejsza trumna należąca do mojej malutkiej siostrzyczki. Miała zaledwie siedem lat. Po jej prawej stronie zamknięci już na zawsze rodzice, których tak bardzo kochałam. Odwracając wzrok od nich trafiam na tabliczki mojego starszego brata i babci, która zawsze była taka ciepła i troskliwa.
Dławię się łzami drżąc i zaciskając powieki. Nabożeństwo rozpoczęło się. Duszny dym kadzideł uspokoił mnie nieco, ale musiałam wyjść w połowie z kościoła wspierając się na ramieniu Kidy, bo nie mogłam złapać tchu. Płuca paliły mnie od ciężkiego zapachu mirry i ziół z nią zmieszanych.
- Ładne nabożeństwo.
To był on. Nie było mowy o pomyłce. Mężczyzna, który przed wyjściem do kościoła dzwonił do mnie, stał teraz tuż za mną, a ja nie miałam odwagi się odwrócić.
- Ty będziesz następna.
Usłyszałam jak wysyczał to na tyle cicho, żeby Kida, która poszła do samochodu po butelkę wody mineralnej, nie mogła go usłyszeć. Zimny głos sparaliżował mnie jeszcze bardziej. Odwróciłam się… Nikogo tam nie było. Tylko na wyłożonym kostką dziedzińcu kościelnym leżała błękitna różyczka.
Kida wróciła niosąc mi butelkę wody.
- Coś się stało? - spytała przyglądając się mojej przestraszonej twarzy.
- Wydawało mi się... - potrząsnęłam głową zabierając od niej plastikową butelkę i biorąc z niej duży haust. - Wydawało mi się coś dziwnego. Ale to nic, jestem wykończona, bo ciągle o nich myślę.- jęknęłam załamana wpatrując się dalej w kwiatek leżący na dziedzińcu.
Kida chciała odpowiedzieć, ale kiedy otworzyła usta, rozległ się dzwon oznaczający koniec mszy. Pięć trumien po kolei zostało wyniesione z kościoła, a niosący je mężczyźni zaczęli kierować się na cmentarz. Trumna mojego brata zakołysała się niebezpiecznie, na ramionach ubranych na czarno pracowników zakładu pogrzebowego, gdy przenosili ją nad kwiatem, zostawionym tu przez nieznajomego. Ruszyłam za trumnami pozwalając sobie na płacz i rozpacz. Od tego momentu nie pamiętałam prawie nic. Wiedziałam tylko, że straciłam kontrole nad swoim ciałem, które słabo opierało się to o przyjaciółki, to o byłego chłopaka, a czasami nawet wtulało się w również szlochającego brata, a po moich policzkach spływały gorące krople słonych łez.
W mojej słabej pamięci wyrył się tylko jeden szczegół, który przeraził mnie jeszcze bardziej. Gdy złożono ciała do grobów, na każdym z nich leżała błękitna róża obwiązana czarnym tiulem. Wtuliłam się w Dawida i poprosiłam, żeby zabrał mnie do domu, gdy zauważyłam, że na stosie kwiatów przeznaczonym dla mojego brata oprócz takiej różyczki leży cały wieniec złożony z tych kwiatów. Napis na szarfie wywołał u mnie dreszcze większe niż telefon i spotkanie tajemniczego mężczyzny. „Ostatnie pozdrowienia, kochany braciszku. Eimie”