Dziewica potrzebna od zaraz!
– No i co się gapisz? – powiedziałam do Amira, podchodząc bliżej i ujmując się pod boki.
Zacisnął zęby, a w oczach błysnęła mu prawdziwa wściekłość.
– Zabiję niewyżytego gada! – wrzasnął znienacka i przyskoczył do podnoszącego się właśnie Tamisa. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby znienacka nie rozległ się skrzekliwy okrzyk:
– Marny twój nędzny los, diabelskie nasienie! – I w kierunku znieruchomiałych przeciwników, ruszył jak widać całkiem już przytomny starzec, z tym swoim pogiętym mieczo-harpunem.
Westchnęłam i podłożyłam mu nogę. Na szczęście miał dość miękkie lądowanie.
– Zachowujcie się! – upomniałam to całe towarzystwo surowo.
– Ty! – wskazałam na Amira. – Zainkasujesz wypłatę. Ty wciągaj portki, koniec przyjemności. A ty staruszku pojedziesz z nami do szpitala. Nie wiem czy czegoś nie złamałeś, ale wstrząs mózgu obstawiałabym na sto procent. No już! Ruszcie się!
Podczas gdy Tamis z wciąż rozanieloną miną się ubierał, a dziadek masował obtłuczone kolano, dżin chwycił mnie za ramię i odciągnął na bok.
– Co to niby miało być? – wysyczał wściekłym szeptem, potrząsając mną.
– Ty myślisz, że niby ile można żyć w celibacie?
– Tylko dlaczego akurat on? – wrzasnął, tracąc resztki opanowania.
– A jak sądzisz? Co ja czułam, gdy obserwowałam za każdym razem twoje erotyczne ekscesy? – spytałam z goryczą.
– Chcesz seksu? Chcesz?!
On przecież był najwyraźniej zazdrosny! O mało nie wykrzyczałam gromkiego hura! Ale coś z tej radości musiało odbić się na mej twarzy, bo Amir gwałtownie poczerwieniał.
– Już ja się tobą zajmę, kiedy tylko wrócimy do domu! – powiedział złowróżbnym tonem. A potem odwrócił się i wrzasnął:
– Ubrałeś się w końcu smoczy wypierdku? – Tu zgrzytnął głośno zębami.
Tamis zamarł z wybałuszonymi oczyma.
– Ja bardzo przepraszam, nie wiedziałem. Gdyby tak było, daję smocze słowo honoru, nie wszedłby ci w drogę – dodał ugodowo.
Cud, że Amir nie rzucił się na niego po tych słowach. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Nie poznawałam mojego wesołego, skorego do psikusów dżina. Co mu się stało?
– Ach te sprzeczki kochanków – powiedział z pobłażaniem staruszek, ze stęknięciem podnosząc się z ziemi. – Ja wam radzę dzieci, nie kłóćcie się. Ot, popatrzcie jak ja na tym wyszedłem? Zramolały, samotny, podporządkowany obłąkanej idei. A moja ukochana umarła…
Zaraz! Coś mi zaczęło świtać.
– Ta wiedźma, o którą pytałeś?
– Moja luba Kalinka…
– Jakie tam umarła. Złamała nogę i leży w pobliskim szpitalu – wyjaśniłam ze skruchą.
Ktoś popukał mnie w ramię. Tamis z uśmiechem wręczył mi coś, co lśniło tysiącem srebrzystych iskierek.
– Jaki piękny! – zachwyciłam się szczerze. – To diamenty?
– Tak. Za szczere chęci. Idealne do…
– Dawaj! – Dżin wyrwał mi z dłoni podziwiany naszyjnik.
– To moje! – Zaprotestowałam. – Oddaj!
– Później. A ty słuchaj gadzino, bo drugi raz nie powtórzę! Masz się zaszyć w tej swojej norze i grzecznie czekać, aż wiedźmę wypuszczą ze szpitala, by mogła rzucić czar. Jak usłyszę jakieś plotki o smoku ze wsi Trupolasy, to daję słowo, sam przerobię cię na gustowny dywanik przed łóżkiem!
Wściekłam się.
– Teleportuj dziadka do szpitala, ja tu sobie jeszcze zostanę na krótką pogawędkę.