Pamiętnik wampira, rozdział I
Początek...
22 września 1915 roku
Jeszcze miesiąc temu byłem pewien, że umrę. Teraz nic już nie jest takie samo. Zacznę może od początku...Na imię mam Stanisław i jestem wampirem. Przyszedłem na świat 12 sierpnia 1897 roku w podwarszawskiej wiosce. Wiodłem życie prostego chłopa, bardzo ciężko pracując przez całe swoje ludzkie życie. Ojciec wychowywał mnie w duchu patriotyzmu, przekazał mi wiele przydatnych umiejętności, wpoił mi także niezliczoną ilość wartości moralnych. Niestety zmarł- miałem wówczas 15 lat,ale mimo młodego wieku musiałem utrzymać rodzinę- schorowaną mamę i dwie siostry- Kasię i Anię.Nie było łatwo, czasy były niezwykle ciężkie. Żyliśmy pod zaborem rosyjskim. Rok po śmierci ojca jedna z sióstr wyszła za mąż- poślubiła bogatego szlachcica, dzięki czemu nasza sytuacja materialna uległa poprawie. Nadszedł rok 1914, byłem wówczas pełnym zapału młodzieńcem, pałałem rządzą odwetu na wszystkich prześladowcach. Bez wahania wstąpiłem do polskiej armii, a młodszą siostrą i mamą zaopiekowała się Kasia. Służąc w armii wreszcie mogłem zrobić coś dla ojczyzny, mój zapał był wielki i tak naprawdę do dzisiaj jest.Moja służba w armii trwała rok- z tego okresu pamiętam bardzo dużo, jednak w tym momencie nie chcę o tym pisać. Przyspieszę nieco moją opowieść. Nadszedł 22 sierpnia 1915 roku, wróciłem do swojej rodzinnej miejscowości, do swojej ukochanej Marysi. Tak, miałem ukochaną, to znaczy dalej mam w swoim sercu. Nocowałem u niej w domu. Nad ranem obudził mnie krzyk jej matki- do domu wtargnęli bolszewiccy żołnierze, coś mówili, a raczej wykrzykiwali w jej kierunku słowa, których nikt nie rozumiał. Wszystko działo się niewiarygodnie szybko- jeden z żołnierzy zastrzelił matkę mojej Marysi, a ja bez zastanowienia stanąłem przed moją ukochaną, żeby bronić ją do ostatniego tchu. Słyszałem tylko strzały... Następne, co pamiętam to szpital i rozmowę pielęgniarki z lekarzem.
- Nie przeżyje następnej doby... wdarła się infekcja, niestety nic nie możemy zrobić- powiedział lekarz do pielęgniarki i wyszedł.
- Co z Marysią? - spytałem pielęgniarki.
- Przykro mi... pana ukochana nie żyje - odpowiedziała przygaszona pielęgniarka.
Spojrzałem w prawo- obok łóżka siedziała moja rodzina. Próbowałem się do nich uśmiechnąć, jednak bezskutecznie. Zasnąłem, liczyłem na to,że już ich więcej nie zobaczę- całym sobą pragnąłem umrzeć i spotkać się z moją ukochaną. Niestety- po kilkugodzinnym śnie obudziłem się. Nie wiedziałem kiedy przebudzenie nastąpiło, ale znałem przyczynę- do ust wlewano mi jakąś gęstą ciecz. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to było, ale teraz już wiem. Otworzyłem oczy. Ku mojemu niezadowoleniu, zamiast Marysi, obok łóżka siedziała piękna młoda kobieta, o niezwykle delikatnych rysach, złotych włosach i bladej cerze. Przy jej boku stał starszy mężczyzna. Znajdowałem się w ciemnej komnacie. Jako pierwsza odezwała się kobieta- mówiła dość chaotycznie, a może mój stan nie pozwalał mi zrozumieć sensu wypowiedzi za pierwszym razem? Na szczęście z tłumaczeniem pospieszył jej towarzysz. Dowiedziałem się od niego, że życie zawdzięczam tej oto kobiecie, która słysząc moją historię, wyssała zakażenie i przemieniła mnie w wampira. Niczego więcej nie zrozumiałem, wiem tylko,że wspominali coś o wiecznym życiu, krwi, łowach i poddaniu. Więcej miałem się dowiedzieć, kiedy już podszlifuję język rosyjski, bowiem jego znajomością nie mogłem się poszczycić. Uczyć mnie języka miał ów przesympatyczny mężczyzna, ale chcieli bym z tym poczekał- miałem dojść do siebie po przemianie.Dzisiaj już nic więcej nie napiszę, ponieważ wybieram się na łowy.