Dziewica potrzebna od zaraz!
– Do tego jest ci potrzebna dziewica? – spytałam, jednocześnie pomagając zdjąć mu moją sukienkę. – No bo wiesz, ja nie do końca…
Spojrzał na mnie bystro, a w jego oczach zamigotało niczym nietajone pożądanie.
– Nareszcie! Nareszcie po tylu stuleciach! – krzyknął najwyraźniej uradowany i z rozpędu pocałował mnie w ucho.
Przyjemna, ośmiogodzinna praca w biurze, zamajaczyła na horyzoncie, niczym raj upragniony…
Coś tu cholernie nie pasowało! Z niejakim trudem skupiłam się na wyjaśnieniu nurtujących mnie pytań, bo Tamis właśnie zaczął pieścić moje piersi, które nie wiadomo kiedy, zdołał wysunąć ze stanika.
– Skoro wolałbyś nie-dziewicę, to dlaczego…
– Tradycja, kochaniutka. Tradycja. Co by ze mnie był za smok, gdybym zamiast niewinnej dziewicy zażądał wsiowej kurtyzany?
– Nie jestem żadną kurtyzaną – zaprotestowałam słabo. Bardzo wyraźnie czułam, jak bardzo jest podniecony, bo bez skrepowania przycisnął mnie do siebie. No cóż. Do Amira się nie umywał, ale i tak miał czym się pochwalić.
– A co z porządkami?
– Musiałem coś wymyślić, bo te napalone, cuchnące dziegciem baby, uporczywie pchały się z łapami w kierunku moich spodni. Co było robić? Ty myślałaś, że niby jakie dziewice mi przysyłali? Niektóre nie miały już nawet zębów!
Wszystko stało się nagle takie proste. Smok żądał dziewicy, wiadomo do czego. Ale ze wsi przysyłano wyłącznie towar nawet nie drugiego, a trzeciego gatunku i w dodatku taki, który już dawno stracił datę ważności. Pewnie dlatego wymyślił ten kit z czyszczeniem kosztowności.
– Długo tak pościsz? – spytałam zaciekawiona, zsuwając z jego ramion coś w rodzaju koszuli.
– Hm… - Wargami pieścił teraz moją szyję. – Będzie z dziesięć stuleci.
Biedaczek. Aż mi się go żal zrobiło.
– No dobrze. Zgadzam ci się odrobinę pomóc, ale zrobimy to po mojemu? Inaczej ulatniam się w mgnieniu oka. I darujemy sobie pucowanie świecideł?
– Zgoda. Po twojemu, czyli jak? – Najwyraźniej był zaniepokojony tymi słowami.
– Zobaczysz – mruknęłam, energicznie zsuwając mu dolną część garderoby. Lekko pchnęłam go tak, by usiadł na zauważonej obok stercie liści czy czegoś, co przypominało je wyglądem. Potem błyskawicznie pozbyłam się bielizny i całkiem nieźle już podniecona, przystąpiłam do realizacji powziętego planu.
Usadowiłam się w ten sposób, że jego męskość znalazła się tuż przed moją twarzą. Tamis bezbłędnie odgadł te zamiary i ścisnąwszy mnie za pośladki, zanurzył swój język w nieźle już wilgotnym i gorącym wnętrzu.
O tak! Tego mi było trzeba! Gdzieś tam pojawiła się iskierka żalu, że to nie Amir, ale później utonęła we wzbierającym pożądaniu, narastającej rozkoszy. Chciałam już tylko jednego! Smoczy erotyzm zadziałał bezbłędnie.
Najpierw pieściłam sam czubek, twardego niczym kamień członka. Potem objęłam go zwilżonymi językiem wargami i delikatnie wsunęłam do ust. Przynajmniej w tym nie byłam całkiem zielona… Za każdym razem robiłam to coraz energiczniej, raz głębiej, raz płycej. Jednocześnie czułam, że i on nie próżnuje. Smok czy nie, trzeba było przyznać, że znał się na rzeczy.
Na efekty mych starań nie musiałam długo czekać. Napiął całe ciało, zanurzył twarz między pośladki i eksplodował ze stłumionym krzykiem. Z satysfakcją podziwiałam jak z jego członka wytryskują kolejne porcje gęstej, mlecznej substancji. Trochę mi było szkoda, że poszło tak szybko. Ja nadal byłam nieziemsko rozpalona…
I w tym momencie mój wzrok padł na osłupiałego dżina, stającego tuż przy wejściu do pieczary.
Ze spokojem wstałam i chwyciłam leżącą na ziemi, sukienkę. Tamis wciąż leżał, wyczerpany przeżytym orgazmem, ciężko dysząc.