Mis [z cyklu: "Nowa bajka"]
Było późne popołudnie, gdy rodzina Rollson'ów opuszczała swoje mieszkanie. - Artur! Artur no chodź, pospiesz się. Jeszcze chwila i się spóźnimy - wołała do syna pani Rollson. - No juuuż! Już idę! - Połóż misia Balu na fotelu - zakomenderował w końcu ojciec. - I wychodzimy. - Juuuż! - zawołał chłopczyk i podbiegł do rodziców. Gdy tylko drzwi zamknęły się za państwem Rollson, miś ostrożnie poruszył głową. "Poszli" - pomyślał i gdy zaczął spoglądać na wszystko wokół, spostrzegł, że jest cały zmierzwiony. Sierść na nogach, rękach i brzuszku była w fatalnym stanie - każdy włos leżał inaczej. Począł więc delikatnie układać ją swoimi niezdarnymi, krótkimi łapkami. Dopiero po chwili spostrzegł, że zasiada właśnie w swoim starym, ulubionym fotelu, w którym dawno już nie miał okazji siedzieć. Przesunął się na jego środek i dotknął łapkami poręczy, gładząc je delikatnie. W końcu wyciągnął się na nim, ale był zbyt mały, żeby w ogóle dosięgnąć stopami jego końca. Wtedy poczuł pod plecami nieprzyjemne kłucie. Gdy podniósł się, by sprawdzić co to takiego, z radością zauważył swojego znacznie mniejszego kolegę misia, którym czasem się opiekował. Położył go na swoim brzuszku i chwilę siedział bez ruchu. Balu doszedł do wniosku, że ma sporo czasu, który może dobrze wykorzystać. Odstawił więc swego przyjaciela i zeskoczył miękko na dywan. Tuż obok znajdowała się stojąca lampa, więc z całej siły naskoczył na leżący na podłodze włącznik. I tak oto rozbłysło światło, sprawiając, że pokój od razu stał się bardziej przyjazny dla małego misia Balu i jego jeszcze mniejszego, bezimiennego przyjaciela. Pluszowy miś powędrował do kuchni, ale nie znalazł w niej nic ciekawego - i tak nie był głodny. Podreptał więc w kierunku łazienki, delikatnie i omijając wszelkie drobne nawet śmieci, nie chciał bowiem zabrudzić swojego złotego futerka na okrągłych i delikatnych stopach. I oto jest! Balu znalazł grubą, ilustrowaną gazetę. Miś wziął ją pod pachę i zaniósł na fotel. Zawrócił z powrotem w stronę łazienki. Niestety - drzwi były zamknięte, a on był zbyt niski, aby je otworzyć. Udał się zatem znów do kuchni i już po chwili przytargał, a w zasadzie dosunął pod jej drzwi kuchenny taboret. Wdrapał się na niego, z wielkim trudem - wypchana pluszem pupa ciążyła mu bardzo. Stanął teraz wyprostowany na stołku. O mało nie zakręciło mu się w głowie, był przecież tylko futerkowym misiem, który lubił siedzieć w fotelu i rzadko kiedy ruszał się gdzieś dalej. W końcu jednak otworzył łazienkę i wszedł do niej. To czego szukał leżało na szczęście w dolnej szufladzie i on dobrze o tym wiedział. Wyjął z niej piękną, kryształową popielniczkę. Z powodu zaaferowana zapomniał o odniesieniu taboretu, czy zamknięciu drzwi, pomknął na swój ukochany fotel. Musiał jednak bardzo uważać, śliski kryształ mógł łatwo wyślizgnąć się z jego łapek. Doniósł więc te cenną rzecz na miejsce i położył na stół. Brakowało mu jeszcze paru innych drobiazgów, ale je wszystkie można z łatwością znaleźć w barku. Wskoczył na fotel (choć znów miał pewne problemy z ciężką pupą, która nieznośnie ciągnęła go na dół), a z niego na stół. Dwoma łapkami otworzył barek, z którego po kolei wyciągał, z największą ostrożnością, butelkę koniaku, kieliszek i paczkę dobrych, grubych cygar. Barku oczywiście też nie zamknął, opadł jednak wygodnie na fotel, starając się opanować zadyszkę, która dopadła go po tak wielu trudnych przedsięwzięciach. Mały towarzysz misia Balu ciekawie łypał oczami na wszystko co działo się wokół niego. - Bo widzisz, maleństwo - rzekł do kolegi Balu ciepłym, głębokim głosem - o klasę trzeba dbać. I zapalił cygaro zapałkami, które znalazł w barku. Gęsty, aromatyczny dym rozniósł się po pokoju. Otwarcie koniaku zajęło mu znacznie więcej czasu, a wszystko poprzez śliskie łapki; butelka o mały włos wypadła by mu na ziemie i nie rozbiła się. Po chwili pełen rozpierającej go dumy i samozadowolenia, napił się dobrego trunku. Siedział tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu zaczął przeglądać pr