Dziewica potrzebna od zaraz!
– O ja głupia cnotka niewydymka! – walnęłam się w czoło. – Że też nie przyszło mi to do głowy!
– To może jednak? – wyraźnie się ożywił. – Ułatwiłoby nam to zadanie.
– Wszystko jest jakieś zagmatwane – stwierdziłam z irytacją. – I co w tej całej historii robi czarownica?
– Jak dziecku, jak dziecku trzeba tłumaczyć – pokręcił głową z dezaprobatą. – A więc od początku. Smok sobie śpi kamiennym snem, czekając lepszych czasów…
– Znaczy się, nie chce być przerobiony na buty i torebki?
– Tą ewentualność także należy wziąć pod uwagę. Nad jego snem czuwają kolejne pokolenia wiedźm i czarowników. Gdy zaczyna się budzić, odprawiają te swoje gusła i czary, po czym smok zasypia na nowo. Czasem jednak na nic się to zdaje i gadzina się budzi. Po czym przystępuje do handlu wymiennego.
– I oddaje rubiny oraz złoto, za te ogórki i pomidory? Nic dziwnego, że ten gatunek wyginął w toku ewolucji…
Amir kontynuował, nie zważając na moje głupie uwagi.
– Jak już ma pełny brzuch, przystępuje do generalnych porządków. Do tego domaga się dziewicy.
– No dobrze – powiedziałam z cierpiętniczą miną. – Mogę robić za dziewicę. Chyba tego nie sprawdza? – dodałam zaniepokojona.
– A niby jak? – Dżin bezczelnie się roześmiał.
– Jesteś dla mnie niedobry! Nie chcesz się ze mną kochać i wciąż się ze mnie naśmiewasz! – wytknęłam z wyrzutem.
Pozostawił to bez odpowiedzi.
– Co to za romantyczna kolacja bez muzyki? – Pstryknął palcami i gdzieś z oddali dobiegł do naszych uszu zmysłowy, nieco szorstki głos Niny Simone.
– Mogę panią prosić? – Wyciągnął w moim kierunku dłoń.
To było coś całkiem nowego.
I szalenie przyjemnego.
Wtuliłam się w jego silne ramiona, czując jak wszystkie problemy, wszelkie wahania, odbiegają ode mnie z nadświetlną prędkością. I wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że choć wciąż robiliśmy sobie na złość, że co chwila o coś się kłóciliśmy, to i tak był najcudowniejszym, znanym mi facetem.
I wcale nie miałabym nic przeciwko spędzenia wieczności w jego towarzystwie!
***
– To on? – spytałam szeptem, ukradkiem wskazując palcem na tłuste, łuskowate cielsko leżące nieruchawo tuż w pobliżu wielkiego dębu. – Na tych warzywkach tak się spasł? – dodałam z niedowierzaniem.
– Nie marudź. To i tak jakiś wyjątkowo mały okaz.
– Bogu dzięki. Bo inaczej uciekłabym z krzykiem, masz to jak w banku.
– Idziemy! – rozkazał energicznie się podnosząc i wynurzając z krzaków, w których dotychczas siedzieliśmy, obserwując obiekt. Z wahaniem podążyłam za dżinem, nie do końca podzielając jego przekonanie o wegetarianizmie smoka.
– Dziewica? – Gad otwarł jedno oko i łypnął złowieszczo w naszą stronę. – A ty to kto? – huknął w kierunku wcale nieprzestraszonego dżina. To już raczej ja zaczęłam dzwonić zębami.
– Menadżer – odparł tamten.
– Me… Co? – Smok zdezorientowany spojrzał na nas i niespokojnie poruszył ogonem, wzniecając tumany kurzu.
Trzeba było przyznać, że był piękny! Ogromne cielsko pokrywał całkowicie łuskowaty pancerz, srebrzyście mieniący się w promieniach zachodzącego słoneczka. Wielgachne skrzydła, na wpół złożone, lśniły wszelkimi kolorami tęczy. Ale najbardziej niezwykłe, budzące fascynację, miał oczy. Ogromne, niczym idealnie wypolerowane tarcze, z pionowymi jak u drapieżnika źrenicami.
– Menadżer od spraw finansowych, tej tutaj dziewicy – Amir wskazał na mnie ręką. – Takie czasy, nic już za darmo nie ma – westchnął teatralnie.