— Boże! Ona się dusi! — krzyczała spanikowana Magda.
— Wyprowadź ją- warknęłam do Piotrka- i dzwoń po karetkę.
— Sylwia, co ci jest? -pytał Marcin, potrząsając balansującą na granicy świadomości dziewczyną.
— Otwórz okno, musimy zwiększyć dopływ tlenu- powiedziałam badając puls Sylwii. Wiedziałam, że to zbyt wiele nie pomoże, ale przynajmniej pozwoli zająć się czymś Marcinowi, który w każdej chwili mógł zacząć panikować, a mnie zdecydowanie wystarczała jedna pacjentka.
Sprawdziłam puls, był ledwie wyczuwalny, ale serce nadal biło. Wiem, że to straszne, ale pomyślałam wtedy, że byłoby lepiej, gdyby umarła. Szczerze nienawidziłam jej po tym, jak weszła do naszego wąskiego grona, jak powoli, ale skutecznie zbliżała się do Marcina i jak w końcu złamali mi serce ogłaszając, że są razem. Miałam się z tego powodu cieszyć? Gratulować? Marcin należał do mnie! Aż mnie skręcało w środku, gdy ich razem widziałam, doprawdy gruchali jak dwa gołąbki. Ale co miałam zrobić? Tylko na cotygodniowych spotkaniach mogłam być blisko chłopaka, którego kochałam od podstawówki, chłopaka który teraz należał do innej...Ale chyba już niedługo. Sylwia przestała oddychać.
— Ratuj ją! — krzyknął zrozpaczony Marcin.
Spojrzałam na jego twarz wykrzywioną z bólu, po której spływały łzy. Ciekawe, czy gdyby mnie się coś takiego przytrafiło, to zareagowałby tak samo. Miałam ochotę wstać i zostawić ją na pastwę losu, ale nie mogłam tego zrobić. Przecież, gdyby Sylwia nie przeżyła, nie miałabym żadnej szansy na odzyskanie miłości Marcina. Musiałam więc przynajmniej udawać, że chcę pomóc, za niedługo i tak pewnie będzie po wszystkim.
— Uspokój się do cholery i sprawdź gdzie jest karetka, powinna być już niedaleko.
— Seba, pomóż mi- zakomenderowałam i zabraliśmy się do resuscytacji.
Dwa wdechy na trzydzieści ucisków, podstawowa wiedza, która mogła uratować komuś życie. Zastanawiałam się, czy nasze starania coś dadzą. Wszystko trwało nie dłużej niż pół godziny, ale dla mnie to była cała wieczność zanim przyjechało pogotowie. Mimo fachowej pomocy Sylwii nie udało się przywrócić funkcji życiowych, a lekarz stwierdził zgon o dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt. Wszyscy stali nad ciałem dziewczyny w głębokim szoku, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę odeszła.
— Chcę, żebyście zrobili sekcję zwłok- poprosił lekarza Marcin.
— Co?! -zdziwili się wszyscy.
— Chcę sprawdzić, czy jej nie otrułaś- dodał patrząc wprost na mnie.
— Oszalałeś?!
— Przecież wiem, że jej nienawidziłaś.
— I to jest powód, żeby mnie oskarżać?