Ciepłe maile i herbata cz. 1
Przeczuwała, że październik będzie dla niej wyjątkowym czasem, który wniesie ze sobą w jej życie wiele zmian. Bez względu na to, w jaki sposób przyjdą, czy cichutko, skradając się na palcach, czy wśród śmiechu i gromkich braw. Niezależnie w jakie kolory przywdziane, czy palące czerwienie, czy głębokie przesiąknięte czernie, nawet powiewające z radością zielenie, ogrzewające ciało pomarańcze. Gdzieś na połaciach swojego umysłu wyobrażała sobie, że zmiany które niebawem zagoszczą w jej życiu będą paletą najpiękniejszych barw, gamą najrozmaitszych odcieni, a nawet zestawianiem, mieszanką całkiem nowych, tych o których istnieniu nie miała jeszcze pojęcia.
Zdecydowanie potrzebowała odmienności. Tak usilnie, tak mocno, zupełnie, jak zakochani, którzy potrzebują czuć na plecach oddech drugiej osoby, jak niemowlę potrzebujące ciepła ramion swojej matki, potrzebowała świeżego oddechu, metamorfozy duszy, przeróbki sukienki życia, przemiany...
Wciąż żyła jak we śnie, mieszkając ze złudzeniami po jednym dachem, że wydarzenia które, zdotykały ją tak dobitnie, silnie, wcale nie miały miejsca. Wydawało jej się, że wsiadła na pokład niewłaściwego samolotu, że wylądowała w obcym porcie lotniczym, że pędzący pociąg zatrzymał się nie na jej stacji, że kupiła jakieś fałszywe bilety, wierzyła, że, gdzieś jest drugi brzeg, tylko jeszcze nie może go swoimi oczyma dostrzec. Nade wszystko chciała, żeby to tylko był zły sen, zapragnęła jak najszybciej się obudzić.
Nagle z zamyślenia wyszarpał ją głośny dźwięk telefonu. To babcia Irenka. Od dłuższych chwil jej anioł stróż.
- Dzień dobry kochanie, czy wszystko w porządku ?
- Tak, dziękuję
-Wiesz, pomyślałam, że przyjedziemy do Ciebie, Izunia bardzo tęskni za Tobą. Pyta o Ciebie w każdej minucie, o każdej porze dnia, nawet kiedy zasypia przesyła Ci uściski i buziaki.
-Yyyy, dobrze, zapraszam. Kiedy będziecie?
-Jutro o 8 mamy idealne połączenie, będziemy w południe, Pa kochanie.
Pokochała babcię Irenkę, od pierwszej chwili kiedy ją ujrzała. Miała łagodne, dobre spojrzenie. Lubiła jej błękitne oczy, w których, miała wrażenie, odbija się całe niebo. Siwe pasma włosów, upięte w precyzyjny kok dodawały jej niesamowitego uroku. Była elegancka, zadbana, zawsze pachniała lawendowym mydełkiem i delikatną nutą perfum o zapachu konwalii. Właśnie z tymi kwiatkami mogłaby się bezsprzecznie utożsamiać babcia Irenka. Gdy Adam po raz pierwszy zabrał ją na wieś, do jej żółtego domku pod lasem, czuła, że zewsząd otacza ją dobro. Szybko powycierała obawy na wycieraczce i już tonęła w objęciach Ireny.
- Zmarzłaś Kochanie, wejdźcie, zaparzyłam herbaty z imbirem. Mam też drożdżowe ciasto z rabarbarem, malutka tak uwielbia.
-Mamo, Adam chrząknął znacząco tym samym dając znak, żeby nic nie działo się za szybko, żeby nie spłoszyć Ewy, nie wystraszyć jej serca, które i tak drżało z niepewności.
Nagle do kuchni wbiegła Iza.
-Tatko, tatko, bardzo za Tobą tęskniłam, wczoraj nauczyłam się nowego szlaczka, chodź, pokażę Ci, pani przykleiła mi w zeszycie słoneczko. A wiesz? Jak będę grzeczna babcia Irena zabierze mnie na konie, będę jeździła na małym kucyku.
Adam kochał swoją małą córeczkę nad życie. Poświęcał jej każdą wolną chwilę, starał się być dla niej ojcem i matką w jednym. W chwili kiedy porzuciła ich Anna, czuł, że ta mała istotka stała się mu znacznie bliższa niż przedtem. Chciał ją chronić, otoczył niewidzialnymi skrzydłami anioła.
Nigdy przedtem nie analizował dlaczego tak się stało, nie powracał myślami do tamtego dnia w którym Anna powiedziała, że odchodzi, zabierając w jednej walizce wspomnienia razem przeżytych lat. Tak naprawdę żyli razem ale osobno. Miłość między nimi wygasła, pojawił się chłód, podstępnie wkradła się obojętność, każde z nich śniło swoje sny na osobnej poduszce.