Dwaj
doprawdy, ten człowiek przekracza już wszelkie granice. Teraz nawet nie zdejmuje maski, choć wszedł jako gość do mojego domu. I po cholerę mu ci chłopi? Kto to taki wysoki, ten ich kowal?
Że to nie Kord, zbrojmag orientuje się dopiero w chwili, gdy jedna z postaci wyciąga spod obszernego płaszczyska kawaleryjski muszkiet i wymierza weń. Reszta odrzuca maski i również sięga po broń. Mag, którego gospodarz początkowo wziął za starostę, podnosi różdżkę i zabija promieniem zaskoczonego odźwiernego, który dopiero co zamknął kołowrotem odrzwia. Elf, bo to on był tym wysokim w kapturze, strzela z pistoletu do Mortona, trafia weterana w czoło. Szybko lustruje wzrokiem otoczenie, daje znak magowi- czysto. Ładuje broń. Pozostali kucają za osłonami. Potężny, rudobrody obr wyciąga za kołnierz kryjącego się pod wózkiem do przewożenia pełzaczy chłopaka, jednym uderzeniem opancerzonej dłoni miażdży mu czaszkę. Chryste, „poszukiwacze przygód”! Czy Maxl zupełnie oszalał, że nasłał na mnie tych psychopatów z mieczami?! Mordercy, błąkający się po pustkowiu, najmowani tylko przez totalnych desperatów, równie dobrze mogą wykonać wyznaczone zadanie, jak zabić zleceniodawcę, jego domowników i obrabować szkatułę. Upojeni poczuciem siły i bezkarności, z nudów mordujący ludzi po gościńcach i urządzający regularne bitwy ze strażą miejską. Dzieci wojny, ścigani bandyci, dezerterzy, wieśniacy ze spalonych wiosek, krasnoludzcy rozbójnicy, elfi łowcy ludzi, paladyni wyrzuceni z zakonów i pierdolnięci błędni rycerze... Albo co gorsza magowie bez pana, tak jak ten.
Awanturnik z różdżką zdejmuje maskę. Liczy sobie może ze trzy światła, nosi krótko przystrzyżoną brodę i długie, opadające na kark włosy. Spokojnie taksuje Juliusza wzrokiem, bez cienia wzburzenia czy poruszenia. Choć właśnie zabił człowieka. Rzeczywiście, psychopata. Tamten nie strzela. Wiem, czego chcą.
Juliusz stoi, jak stał. Milczy.
-Dzieńdoberek, panie Rubin. Tak właśnie przechodziliśmy obok i pomyśleliśmy że wpadniemy na grzaną spadzię, ponoć pańska wieża słynie z tego napoju w kilku sąsiednich koloniach. Ma pan coś przeciwko temu, byśmy się poczęstowali?-
Zbrojmag dalej nic nie mówi.
-Qui tacet, consentire videtur; dziękuję więc uprzejmie. Thordek, Jolan, rozejrzyjcie się po folwarku.-
Krasnolud ze strzelbą i obr wchodzą do budynku mieszkalnego, po chwili dobiegają stamtąd paniczne wrzaski. Na dziedzińcu zostaje ich pięciu, nie licząc maga. Ten z muszkietem, nie zdejmując maski, cały czas celuje w gospodarza. Burza ryczy i gwiżdże gdzieś nad ich głowami. Wiązany dach lekko się trzęsie, wraz z nim olampa.
-Nie wiem bandyto, na co liczysz, ale bądź pewien, że inni zbrojmagowie znajdą cię wszędzie. Napad na wieżę szlachcica to nie w kij dmuchał, ty i twoi towarzysze skończycie na palach.-
-Ojej, panie Rubin, niech się pan o mnie tak nie zamartwia. A już nazywanie mnie bandytą jest ciężkim nieporozumieniem, ja tylko w imieniu księcia i na polecenie starosty poskramiam zbuntowanego maga. Jak to pan dowcipnie odpowiedział temu Kordowi? Contra vim non valet ius? No to masz pan tą samą modą. książę jeszcze mnie żelazem obsypie, hehe.
-Dlatego ja też nie mówię o księciu. Mówię o zbrojmagach. Oni obsypią cię złotem.-
Teraz dla odmiany awanturnik chwilę milczy.
-Nic z tego, panie Rubin. My i tak się stąd zbieraliśmy. Nudno tu, cripa mało, loot słaby, questy chujowe, dopiero teraz coś ciekawszego. Zanim pańscy przyjaciele w ogóle dowiedzą się o obecnych wydarzeniach, my już będziemy w połowie drogi do Rahastanu, Suhanu a choćby i Mrocznego Imperium. Szukaj wiatru w polu.-
-Cóż...-
W tym właśnie momencie Rubin słyszy gdzieś z tyłu łoskot jakby przewracanej szafy, jednocześnie elf strzela w tamtą stronę z pistoletu. Zbrojmag spręża się do skoku, ale zamaskowany trzyma go cały czas na muszce. To zawodowiec, zdąży.
-Kurrwa!- wydziera się jeden z najemników- te zjeby zatarasowały drzwi od wieży!-
-Chuj z tym.- koment