Dopóki piłka w grze
- Karolina.
- Dziękuje. Ty też jesteś. – to był pierwszy komplement, jaki usłyszałam z jego ust. Pierwszy i najwspanialszy.
- Wiesz, kiedy Cię po raz pierwszy zobaczyłam, nie grałeś jak dziś. Co się stało? – spytałam.
- Moje serce znów zaczęło bić. – tylko tyle, a moje też przecież zaczęło bić, chociaż myślałam, że nigdy nie przestało. Nie wiedziałam co myśleć, nie wiedziałam co czuć i co powiedzieć. Był bezpośredni, niewiele mówił. Zastanawiałam się, o czym, czy o kim myślał, tak jak gdybym tego nie wiedziała, a przecież wiedziałam. Cała dusza mi to mówiła.
Wróciłam do domu, radosna, w triumfalnym nastroju. Minął miesiąc. Wygraliśmy dwa kolejne mecze. Chłopaki prawie nosili Łukasza na rękach. Nie strzelał dużo, w zasadzie zaczął grać na pozycji pomocnika, ale miał coś, co mobilizowało drużynę, był w doskonalej formie.
Pamiętam, tego ranka posprzeczaliśmy się z Tomkiem. Już nie wiem nawet o co. Byłam kompletnie zdołowana. Obserwowałam trening z trybun, nie patrząc. Byłam nieprzytomna, myślałam o życiu, o Tomku. Oczy ukryłam pod okularami „muchami”. Trener próbował ze mną rozmawiać, ale szybko się wycofał. Rozumiał, że niektóre sprawy wymagają samotności. Nawet nie zauważyłam, kiedy trening się skończył, ale poczułam, że ktoś usiadł obok mnie. To był Łukasz.
Nic nie mówił. Wziął moją rękę w swoje dłonie. Poczułam to ciepło z nich bijące. Nie patrzyłam na niego, on na mnie też nie. Poczułabym. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.
- W życiu bywają gorsze dni. – powiedział, wtedy nie wytrzymałam. Zdjęłam okulary i spojrzałam na niego. Zobaczyłam troskę i mężczyznę, którego nie sposób zapomnieć. Rozpłakałam się, nawet nie wiem dlaczego, przecież nie przez Tomka. Patrząc na Łukasza, wydawało mi się, że nie istnieje.
Przytulił mnie. Chciałam, by to się nie skończyło. Jego bliskość sprawiała, że cała drżałam, a serce biło jak oszalałe. Gdyby wtedy o coś poprosił, zrobiłabym wszystko, ale wciąż wmawiałam sobie, że to tylko chwila słabości, głupie zauroczenie. Poczułam jego usta na mojej szyi, policzku. Nie protestowałam, nie potrafiłam. W końcu jego usta odnalazły moje, chciałabym je móc zatrzymać. Delikatna pieszczota wypełniła mnie. Moje pragnienia, myśli... ja byłam jego. Położyłam głowę na jego ramieniu. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie miałam odwagi. Bałam się przerwać tą chwilę. Przytulił mnie mocno. Wtedy byłam tak naprawdę szczęśliwa.
Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale kiedy się rozstawaliśmy, było już ciemno. Wyszłam stamtąd, przy moim polonezie stal Tomek z kwiatami. Pewnie długo czekał. Byłam szczęśliwa, chciałam, by on też był. Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję. Odwróciłam się, w cieniu stał Łukasz. Rozumiał, chyba rozumiał, też coś dzisiaj osiągnął, ale był smutny. To był jeden z niewielu razy, kiedy nie chciałam na niego patrzeć, bo cierpiał, a kiedy on cierpiał i ja cierpiałam.
Dopiero gdy położyłam się w łóżku, wszystko dotarło do mnie z pełną wyrazistością. Poczułam mdłości i musiałam pójść do łazienki. Było mi źle, bardzo źle. Wtedy odkryłam, że dobrze być właścicielką klubu. Miałam telefony do wszystkich zawodników. Była pierwsza w nocy, gdy zadzwoniłam.
- Obudziłam Cię? To ja.- powitałam go, nie spał wiedziałam to.
- Nie
- Źle mi.