Dopóki piłka w grze
- Mi też.
- Zaśpiewasz dla mnie?
Zaśpiewał. Nie protestował ani chwili. Była to piosenka Elvisa Presleya „Love me tender”. Do dziś ją słyszę, gdy jestem sama i otacza mnie cisza. Łukasz fałszował niemiłosiernie, ale jego głos tak pięknie się załamywał. Uwielbiałam to, nikt tak tego nie robił. Nawet nie wiem, kiedy spokojna zasnęłam, z telefonem przy uchu.
Ta wiosna była piękna. Ja i Łukasz staraliśmy się nie zdradzić przed drużyną i samymi sobą. Żyliśmy każdym uśmiechem, muśnięciem dłoni, krótką rozmową. To było dla nas wszystkim. Nie spotykaliśmy się poza tym, tak bardzo się baliśmy. Tylko trener nie spuszczał z nas wzroku. On jeden widział wszystko, ale ja mu ufałam.
- Czy ty na pewno wiesz, czego chcesz? – spytał mnie kiedyś.
- Nie. – odpowiedziałam, nie widziałam sensu w kłamstwie.
- Bądź szczęśliwa, córeczko kochana. To nie piłka jest w życiu najważniejsza.
Właśnie on mi to powiedział. On, który całe życie poświęcił dla piłki. Oddałby za nią wszystko, ale teraz... teraz postawił przed nią moje dobro. Zastanowiło mnie to. Przez chwilę pomyślałam, że może żałuje.
Gdybym może wtedy go posłuchała, wszystko potoczyłoby się inaczej, ale czy to jak później postąpiłam to był błąd? Nie wiem, nie dowiem się tego nigdy.
Graliśmy z liderem. Nie spodziewałam się dobrego wyniku. Nawet gdybyśmy przegrali 1:0, byłabym zadowolona. Nie mówiłam nic, tylko krótkie „powodzenia”. Stałam w drzwiach autobusu. Łukasz wyszedł ostatni, ale zanim to zrobił poczułam jego usta na swoim policzku.
- Damy radę. – rzucił krótko i pobiegł do szatni.
O dobry wynik byłam spokojna. Nie wiem, co mnie podkusiło, zadzwoniłam do pubu i wynajęłam lokal na dzisiejszy wieczór, a przecież mecz się nawet nie zaczął. Piłka potoczyła się po murawie.
To był ciężki mecz, pierwsza połowa bezbramkowa, ale druga... Nasz kapitan walczył o każdą piłkę. Opłaciło się, w 61 minucie został sam na sam z bramkarzem i kto jak nie on miał to zrobić. Nie mógł tego zmarnować. Trener spojrzał na mnie, dziękował mi po raz kolejny. W ostatnich minutach jednak gospodarze wyrównali, ale remis to doskonały wynik.
To był ten jedyny raz, kiedy dałam się chłopakom ściągnąć z trybun. Uściskałam trenera, a oni nas podnieśli. Czułam się cudownie, trzymałam rękę Łukasza i w jego ramiona zeskoczyłam. Szybko się puściliśmy. Nie byliśmy sami.
Już w autobusie podziękowałam wszystkim i ogłosiłam imprezę w pubie. Przyjęli to entuzjastycznie, wykrzykując: „Wiwat Karolina”. Biedny trener, aż zbladł. Myślał, że się z nimi żegnam. Uspokoiłam go, przynajmniej tak myślałam, ale on rozumiał dużo, dużo więcej ode mnie. Ja nie wiedziałam, co czuje, dopiero to odkrywałam. On był pewien. Widział wszystko, ale nic nie mówił. Uważał, że sama muszę dojrzeć. Ja, Tomek, Łukasz...
Wieczorem spotkaliśmy się wszyscy w pubie. Te parę godzin spędziłam w łazience. Chyba nie na marne, bo trener stwierdził, że wyglądam pięknie i nie tylko on. Tego dnia coś we mnie pękło... Zatańczyłam z trenerem i paroma chłopakami. Potem podszedł do mnie Łukasz. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Czułam od niego alkohol i perfumy. Nie był pijany i pachniał ślicznie. Tańczyliśmy przytuleni. Bałam się od niego odejść na krok, by nie stracić ni chwili, by nie wyrósł mur... Przez chwilę pomyślałam o Tomku, ale on był daleko, a jego obraz tak niewyraźny. Byliśmy tak blisko siebie, byłam tym oszołomiona. Wszyscy już widzieli. Nie obchodziło mnie to, byłam wśród swoich. Wiedziałam, że nie wydadzą. Na pewno.