Dług c.d.
-Ja tak nie chcę umrzeć, o Boże- mruknął do siebie.
Bał się ogromnie. Marzył, aby wszystko się wyjaśniło. Nie chciał zabić nikogo, ale będzie musiał, ale kogo? Nie wiedział: Marfiego czy dać się zabić. Był zupełnie zdezorientowany swoim położeniem. Wstał, ubrał się i wyszedł z pokoju. W kuchni zastał Olę, spożywającą posiłek. Najchętniej uniknąłby jej towarzystwa.
-Witaj braciszku- przywitał Maćka.
-Witaj siostrzyczko- odpowiedział
-Co tam będziesz dzisiaj porabiał?
-Wybieramy się z Mają poza miasto, na wieś- sprawiał wrażenie szczęśliwego.
-To super. Chcesz kanapki?
-No jasne…
-…a wyjaśnisz mi wreszcie, jak wyszedłeś z więzienia?- zapytała
-Nie dzisiaj, jutro. Jutro na pewno. Może być?
-OK. Dobra, ja idę do pracy. Roznoszę ulotki. Pa…- pożegnała się Ola.
Maciek zasiadł za stołem. Po lewej stronie znajdował się stary segment kuchenny, lodówka i dwa palniki gazowe.
Spożywszy swoje śniadanie Maciek wyszedł na miasto, dla zabicia czasu. Chodził tu i ówdzie, nie wiedząc po co. Różne myśli biły mu się do głowy, choć słowa Majki „…gdybym nie mogła być z tobą, to wolałabym, nie chodzić po tym świecie” powoli rozwiewały wątpliwości wyboru.
Dwie godziny przed, podjął decyzję: Pojedzie z Mają poza miasto- nie zabije Marfiego. Ale takim sposobem zniszczy siebie, a przede wszystkim swojego kwiatuszka. Straszny galimatias utworzył mu się w umyśle.
Poszedł do mieszkania, aby wziąć dużo heroiny i strzykawkę oraz większy scyzoryk; pistolet zostawił na miejscu. Bał się. Pobiegł na spotkanie z Mają, bo znowu miał wrażenie wszyscy się na niego patrzą.
-Cześć Maćku- odezwała się pierwsza Maja,
-Witaj słonko- odpowiedział
-Ale się nie mogę doczekać tego świeżego wiejskiego powietrza. A ty?
-Też- odparł sztywno
-Oj, chyba, coś nie w humorze dzisiaj, kochanie?
-Zdaję ci się- odpowiedział i pocałował ją w czoło.
Sam sobie zaprzeczał. Czuł się fatalnie. Niby decyzję podjął, ale jak z nią dalej żyć, nie wiedział.
W drodze autobusem wymieniali różne uwagi, choć Maciej nie był skory do rozmowy. Próbował to ukryć, ale Majka powoli to dostrzegała. Wysiedli na przystanku po pół godzinie jazdy.
-To gdzie idziemy, kochanie?- zapytał radośnie Maciek