Dalei... "Po stronie cienia"
- On szczeka na wszystkich – wyjaśniła Joanna. Podeszła do niego, przyklękła i zaczęła go głaskać.
- To mój przyjaciel – dodał Mirek.
- Ale… czasami mam ochotę kopnąć go w dupę. Mógł się już do mnie przyzwyczaić – nie dawałem za wygraną.
- Ma charakterek. – Joanna wciąż go pieściła.
Patrzyłem na nią z cichym uśmieszkiem. Ta moja opowiastka o prostytutce, była wymyślona, ale… gdy tak patrzyłem… pomyślałem sobie: „dla zakochanych noc utkana z atłasu…” Zrobiło mi się przykro. Poczułem się jak skrzywdzone dziecko. Widziałem jednak w oczach Joanny tajemnicę, głód, nienasycenie, ciągłe oczekiwanie na Tego Jedynego, a zarazem przekonanie, że w życiu nic się jej nie udaje. I nie widziała wyjścia dla siebie, jak tylko cierpieć. I próbować się zadawalać tym, co ma. Ale jak miałbym jej pomóc? Moja osoba, jako kochanka, była poza wszelkim jej zainteresowaniem. Forsy też nie miałem. Pozostało mi ją odwiedzać… Ale i tego sobie zbyt często nie życzyła. Mój uśmieszek znikł mi z twarzy. Poczułem smutek i przygnębienie. Tak…zauroczony Joanną – jakże w bezludne obszary ciszy podążałem. Czyżby litościwa setka wódki jedynie wierna mi pozostanie?... Ależ mi się pieprzyło.
- Charakterek, to ty masz. A ten psiak jest wredny – powiedziałem z przekąsem. Nie wiedziałem, co mam dalej tu robić. Ale też… co mam robić gdzie indziej? Ot… co się porobiło.
- Nie przesadzaj. Psiak ma swój rozumek. – Joanna wreszcie wstała z kolan, podeszła blisko do mnie, i spojrzała mi w oczy. – Charakterek spod szemranego kieliszka, to macie wszyscy: Matka, Leszek i ty. – Joanna nie potrafiła żyć bez tego tematu, nawiedzającego ją, co rusz.
- Daj spokój. Teraz ty przesadzasz. – Byłem poirytowany. – Wiesz co… napiję się kawy. Mirek? Zrobić ci też?
- Chętnie się napiję.
- A ty? – zwróciłem się do Joanny.
- Dziękuje. Z moim ciśnieniem coś nie tak. Chyba za wysokie.
Joanna wróciła do swego pokoju. A zająłem się parzeniem kawy. Wiedziałem, że rozmowa z Joanną nie będzie się kleiła. A ja… też wolałem milczeć. Miałem ambiwalentne myśli i uczucia: chciałem zostać i wyjść; cieszyłem się, że tu jestem, z Joanną, i męczyła mnie myśl, że tu zostaję.
W tym domu piło się wyłącznie kawę parzoną, podlaną mlekiem. Mirek sypał cztery łyżeczki kawy i trzy łyżeczki cukru – do kubka, którego tylko on używał. Joanna też miała swój kubek.
Postawiłem jego kubek na małym stoliku, z boku wersalki.
- Mirek, masz kawę, na stoliku. Osłodzona, i obowiązkowo szatan.
- Dziękuję.
Wróciłem do kuchni, i ze swoją kawą usiadłem w pokoju Joanny, przy niskim stole, trochę bokiem do wersalki, na której teraz siedziała.
Oliwia spała w łóżeczku.
- Zdrzemnę się trochę. Popilnuj… Jeszcze trochę pośpi. Z pół godzinki się zdrzemnę. Dobrze?
- Oczywiście. Jestem tu przecież.
No i masz babo placek. Ale nic… Niech się prześpi. Ja też bym się zdrzemnął. Z pokoju Mirka dochodziła jakaś muzyka… Mój boże! Disco polo. Co?... Hi hi.
…Tak, tak, położyłbym się obok Joanny, ale i miejsca nie ma, no i zaczęłaby pyskować.
Wstałem i podszedłem do półki z książkami. Kiedyś podarowałem Joannie kilka książek, m.in. opowiadania Edgara Poe. Wyjąłem jeden z tomików i upewniłem się, że jest w nim „Studnia i wahadło”. Usiadłem na wersalce, i zacząłem czytać, ale po chwili książkę odłożyłem.