część piąta
- Wkurzasz pan gorzej niż MTV, ale nawet 1000$ nie powstrzymałoby mnie przed rozkwaszeniem panu tej wrednej mordy.
- Chyba nie uderzysz kaleki? – Hoolis spytał robiąc głupią minę. Kasjerka miała rzucić się na niego, ale zauważyła, że Lo kseruje właśnie swoją pupę.
- Hej panienko, złaź z tego, bo wezwę ochronę! – dziewczyny trochę się zawstydziły i zaraz wykonały polecenie kasjerki, która, upewniwszy się, że dały spokój kserografowi znokautowała Hoolisa prawym prostym.
- Hej, babciu! – Jessica chyba się wkurzyła. – Spróbuj ze mną! – Jessica zaczęła robić prawdziwą zadymę, skopała ochroniarza, który chciał ją obezwładnić i zabrała się do dewastowania biurka zrzucając z niego stos papierów.
- Bierz pieniądze! – krzyczał Hoolis, który był nad wyraz przytomny, jak na pobitego kalekę.
- Tu nie ma pieniędzy! – krzyczała spanikowana Jessica.
- Albo czekamy na policję, której się oddamy, wszystko wyjaśnimy i dostaniemy grzywnę, albo uciekamy ryzykując więzienie. – przedstawiłem zebranym dwa możliwe warianty dalszego postępowania. Uciekaliśmy przez osiem przecznic zanim pościg dał za wygraną. Uciekaliśmy oczywiście pieszo, no może z wyjątkiem Hoolisa, który wiózł dupę na zdezelowanym wózku, który wyciągnęliśmy specjalnie dla niego z piwnicy naszego domu. Przebiegłem kilkaset metrów pchając tego idiotę i jestem zbyt zmęczony, żeby opowiadać o szczegółach ucieczki. Powiem w telegraficznym skrócie, co zaszło. Zacznę od tego, że nie goniła nas policja, tylko goryle tego Ruska, o którym mówił Lee. Właśnie ten Rusek postanowił załatwić swoje sprawy w tym malutkim banku tuż po lunchu. Próbował wejść do środka w tej samej chwili, w której my chcieliśmy ową placówkę opuścić. Konflikt interesów był widoczny gołym okiem i musiał doprowadzić do kolizji. Wózek, na którym siedział Hoolis, był dość ciężki, a fakt, że napędzany był naszym strachem spotęgował jego niszczącą moc. Bogaty Rosjanin został poturbowany przez pół-inwalidę i jego towarzyszy. Został też pozbawiony walizki, w której miał coś wartościowego, bo kazał nas złapać trzem atletom bez karków. Nie wiedzieć, czemu spartaczyli robotę, a my cało i zdrowo - no może z wyjątkiem Hoolisa - wróciliśmy do domu. W walizce było mnóstwo forsy i kilka sporych diamentów. Popołudnie spędziliśmy w moim mieszkaniu. Upłynęło na suszeniu ubrań, piciu gorącej herbaty, braniu relaksującej kąpieli parami - no może z wyjątkiem Hoolisa - bo on przeliczał kilkakrotnie forsę i czcił swą osobę wymyślnymi komplementami. Stał na stole w tych swoich gipsowych portkach i wykrzykiwał, jaki to jest genialny, no i miał trochę racji. Jessica była z niego dumna, Lolita też, ja byłem pozytywnie zaskoczony takim obrotem sytuacji, moja żona stwierdziła, że głupi zawsze ma szczęście. Ciekaw byłem, na co Lee zamierza wydać te pieniądze. Decyzję zostawiam jemu. On je ukradł i on je roztrwoni. Gdy wszyscy skorzystali już z łazienki, na zasłużoną kąpiel udał się bohater dzisiejszego dnia – Mr Lee Wright-Souxshire. Siedział tam do późnego wieczora, dobrze, że co jakiś czas dawał oznaki życia w postaci okrzyków radości, bo nie musieliśmy się martwić, że się utopił albo rozpuścił się gips na jego nogach. Ja i Inez do późnego wieczora oglądaliśmy jakieś filmy, dziewczyny do późnego wieczora tarzały się w forsie i planowały, w jaki sposób pomogą Hoolisowi ją wydać. Zapadła decyzja, że za połowę organizują Fundusz im. Godota –spacerującego o krok przed czasem po środkowoeuropejskim odpowiedniku Pól Elizejskich – wspierający nieudaczników, a za resztę forsy będą żyli długo i szczęśliwie.