część piąta
- To przecież nasz znajomy. – moja żona jest naprawdę dobrą kobietą. – Nasz sąsiad, nasz przyjaciel, nie możemy go tak zostawić. – wydała rozporządzenie, któremu nikt z nas nie śmiał się sprzeciwić.
- Dobra, to co proponujecie? – spytała Jessica.
- Coś wymyślimy, bardziej martwi mnie inna kwestia. – przyjaciele spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
- Co znowu? – spytała Jessica.
- Kto powie o wszystkim Hoolisowi?
- Ty go podpuściłeś w szpitalu i ty mu to powiesz. – Jessica zdawała się być rozbawiona.
- A niby jak to zrobię?
- Normalnie.
- „Słuchaj, stary, nie dostaniesz ani grosza od szpitala, wręcz przeciwnie to ty im zapłacisz kupę forsy” – powiedziałem ironicznym tonem. – Tak mam to zrobić? – zamiast odpowiedzi usłyszałem śmiech dziewczyn i poczułem rękę Inez klepiącą mnie po ramieniu.
- Jest jeszcze jeden problem: jak zareaguje, gdy zobaczy, że znów zagipsowali mu niewłaściwą nogę? – po tej wypowiedzi Dolores nawet ja zacząłem się śmiać. Po kilku chwilach, rozweseleni i pełni optymizmu wyruszyliśmy na spotkanie naszego przyjaciela. On wyjechał nam naprzeciw. Miał już w ręku wypis ze szpitala, którego zażądał robiąc jak zwykle awanturę. Zauważyliśmy, że ma w gipsie obie nogi. Przechodzący pielęgniarz wyszeptał mi na ucho, że lekarz kazał nam przekazać, że lewą nogę zagipsował, by uspokoić pacjenta, któremu powiedział, że drugą nogę uszkodził kopiąc wózek i ściany. Przez całą drogę do domu Hoolis opowiadał o swoich żądaniach wobec nieudolnych przedstawicieli służby zdrowia, robił to z takim zapałem, że nikt z nas nie odważył się powiedzieć mu bolesnej prawdy. Po powrocie do naszej ukochanej kamienicy, wszyscy się położyli. Ale długo nikt nie zasypiał. Jessica i Lo pieściły się pod kołdrą przez pół godziny, potem jeszcze o czymś zawzięcie szeptały, Hoolis zawzięcie o czymś rozmyślał, wpatrując się w sufit, Nez udało się zasnąć u mego boku po kilku minutach. Ja, wyznaczony do komentowania zdarzeń musiałem czuwać, dopóki wszyscy nie zasną. Około dziewiątej wieczorem wszyscy spali. Hoolis całą noc albo głośno chrapał albo mamrotał coś przez sen. Skąd wiem o tym wszystkim? Bo wszyscy spędzaliśmy tę noc w moim mieszkaniu. W lokum Hoolisa brakowało wyważonych drzwi i wybitych przez wicher szyb w oknach, co stanowiło pewien dyskomfort dla chcących się tam przespać ludzi, dlatego Jessica, Lo i Lee wprosili się do nas na tę nockę. Zbliżała się północ, gdy Hoolis zerwał się ze snu i rzekł zdyszanym głosem jakby doznał olśnienia.
- Wiem! Obrobimy bank Stamforda! – z tego, co wiem, ten bank nie obraca zbyt dużą ilością pieniędzy, jest to bank dla niższych klas społecznych, bank bez renomy, bez oszałamiająco bogatych klientów, bez dobrej ochrony… o czym ja myślę, to idiotyczne. Odpędziwszy od siebie pokusę opracowania planu realizacji pomysłu Hoolisa, spojrzałem jeszcze na swoją piękną żonę i zamknąłem oczy oddając się we władanie sennym marzeniom. Tak, w bólach i o kulach, minął wieczór i poranek, dzień wtóry.
- Jak zamierzasz to zrobić? – spytałem Hoolisa, który robił jakieś notatki.
- Z zaskoczenia – odparł skupiony na narysowanym przez siebie planie budynku.
- Wsadzicie mnie na wózek i wprowadzicie do banku, zacznę zakładać sobie konto u tej niezbyt rozgarniętej panienki, ty z Inez będziecie zadawać inteligentne pytania tej nowej, bardzo uprzejmej dziewczynie, Jessica zacznie się całować z Lo na oczach tego tępego strażnika, potem zrobią coś niedozwolonego, a on na jednej nodze przybiegnie i powie zalotnie i władczo, że powinien je zatrzymać albo coś, ale są bardzo miłe i może jakoś da się załagodzić sprawę i tak dalej.