część piąta
- Nie podobają ci się moje drzwi?! – Hoolis zaczynał swoje.
- Są w porządku. – odpowiedział funkcjonariusz zrozumiawszy, że lepiej nie rozwijać dyskusji z debilem, gdy mrugnąłem do niego porozumiewawczo okiem.
- Gówno prawda! – debil za wszelką cenę tą rozmowę rozwinąć chciał.
- Zamknij się Lee – Jessica musiała się za niego wstydzić.
- Zaraz, zaraz! – zainterweniowałem, gdy chłopaki zaczęli się zbierać. - A kiedy wstawicie nam nowe drzwi?
- Nie wstawimy. – pożegnawszy się tymi słowy odjechali.
- Będziemy mieli przeciąg. – zmartwiła się Lo, która nie mogąc poradzić sobie z masywnymi drzwiami spanikowała i wezwała saperów, by załatwili sprawę. Oczywiście powiedziała im, że wewnątrz nikogo nie ma. Czuła się winna cierpień Hoolisa. Chciała wykorzystać kojące działanie swych piersi i słodkiej buzi, nie wiedziała jednak o kontuzji przyjaciela i zbliżając się do świeżo oswobodzonego Hoolisa nadepnęła na mały palec jego lewej nogi, co wywołało spodziewany efekt.
- Co ja wam zrobiłem do cholery!? – słowa Hoolisa poprzedził jego skowyt, a ich następstwem był wybuch płaczu Dolores.
- Nie dramatyzujmy, jedziemy do szpitala, niech się zajmą tym paluchem. – jako jedyny mężczyzna musiałem zachować przytomność.
- On potrzebuje psychiatry. Ja chyba też. – stwierdziła sucho Jessica.
- Chętnie zostanę panią doktor – rozmarzyła się lubieżnie Lo.
- Moja Lo. – na zmęczonej twarzy Jessie wreszcie zawitał nieśmiały uśmiech. I tym optymistycznym akcentem żegnamy się z domem przy Mervin Street. Nasi bohaterowie złapali taksówkę i w milczeniu przemierzali ulice stolicy Zjednoczonego Królestwa, ciszy nie przerwał nawet Hoolis, który ani nie pisnął, gdy Lo podjęła próbę obcięcia mu dłoni zamykając drzwi automobilu. Już miał zacząć awanturę, ale uspokoiło go spojrzenie Jessie błagające o zachowanie spokoju. Gniotąc się z czwórką milczących osób w taksówce można stracić poczucie czasu, zwłaszcza, jeśli trzymasz się za rękę swoją żonę, która siedzi ci na kolanach, a po szybach samochodu zaczynają spływać krople brudnego deszczu. Rozejrzałem się dyskretnie po aucie. Na przednim siedzeniu siedział Hoolis, którego lekko zmrużone oczy przyglądały się czemuś oddalonemu od przedniej szyby o wiele kilometrów, obok niego siedział zajęty swą pracą pakistański kierowca, obok mnie i żony Jessica wtuliła się w Dolores, siedzącą na granicy snu, ta pozycja pozwalała pannie Berkovitz wędrować w myślach jeszcze dalej niż próbował sięgnąć wzrokiem Hoolis. Moją głowę też nurtowało w tej chwili wiele pytań, wspomnień, marzeń. Wyobrażałem sobie, że przemierzam tą taksówką ulice świadomości faceta, który nas wymyślił. Mijałem wiele budynków, wiele zamkniętych drzwi, które widziałem już wiele razy, pomieszczenia, do których czasem udawało mi się zajrzeć. Gdy staliśmy na światłach próbowałem dojrzeć, co kryje się za jedynymi uchylonymi drzwiami z napisem zazdrość. Oczywiście przy skrzyżowaniu wejść z tym napisem jest kilka, ale tylko te są otwarte. Okazało się, że nasz kolega zazdrości powietrzu, które dotyka lokatorki pałacu z napisem Miłość. Są tajemnicze zakamarki, gdzie nikogo nie spotkałem i nie mam zamiaru spotkać, ale jestem pewien, iż ktoś tam mieszka, bo bałagan w jego łepetynie nie powstaje przecież samoistnie, no chyba, że za sprawą przeciągu, który od czasu do czasu wywołują uchylone drzwi komnaty zarezerwowanej dla świeżego powietrza. Na następnym skrzyżowaniu poczułem się zakłopotany, hotel o nazwie „pożądanie” był przepełniony, a wokół niego tłoczyły się rzesze kobiet. Taka sama sytuacja była po drugiej stronie ulicy w hotelu „zauroczenie”. Staliśmy na światłach a tłumy pań biegały przed maską naszego wozu od jednego do drugiego budynku. Ocknąłem się, gdy Inez ukąsiła mnie w ucho. Okazało się, że była to reakcja na mój wzwód, z zauważeniem którego nie miała problemów siedząc mi na kolanach. W tym momencie skończyła się podróż moich myśli po tajemniczej głowie i rozpoczęła się wycieczka mojej dłoni dookoła ciała Inez. Zauważyła to jednym okiem Dolores i szturchnęła Jessicę, by nas jej pokazać. Lo miała radochę, że nas przyłapała i uśmiechała się nieprzyzwoicie. Obie panie zaczęły się migdalić. Chętnie bym się poprzyglądał tym czynnościom, ale moja szybko chwyciła mnie za brodę i odwróciła moją twarz w przeciwnym kierunku.