część druga
- Albo anioły. Po diabła im skrzydła, skoro na tamtym świecie nie ma fizycznej przestrzeni, w której by można latać? - rzeczywiście. Po diabła im te skrzydła? Chyba zauważyli mój uśmiech i postanowili uczynić mnie uczestnikiem tej debaty.
- A pan, co o tym myśli? - nie mogąc ograniczyć się do stwierdzenia, iż niezbadane są wyroki boskie, odpowiedziałem ku podnieceniu obu panów, że:
- Każda antropogeniczna forma nadana transcendencji, zdaje się potwierdzać spostrzeżenie jednego z myślicieli, że Niebo przez duże „N” to miraż, w którym człowiek dostrzega swoje własne odbicie, tylko że odwrócone i powiększone, czyli ubóstwione. - poprawili binokle na orlich nosach i zerknęli po sobie.
- Dobrze pan mówisz. Przecież piekło i niebo są nam znane, jako pojmowane cieleśnie.
- Ale i tak są względne.
- Wiadomo, ale względnie czy nie, musimy wyróżnić orgazm, dążenie do orgazmu, anorgazmię, tą z wyboru i-raczej tą wynikającą z okoliczności. - chłopy ciekawie spędzają emeryturę.
- Duchowe dodatki są zaś jak bierne oglądanie kwiatów albo uschłych łodyg kołyszących się nierytmicznie na wietrze. Po co one są?
- Żeby poeci mieli jeszcze jedno z tych swoich porównań. - gotów byłem uznać ich za proroków, czując jak wiersz zwinięty w kieszeni szarpie mnie ze zdumieniem za nogawkę.
- Jakim słabym trzeba być, żeby modlić się zamiast brać sprawy w swoje ręce. - rzekł pierwszy.
- A jakim silnym, żeby się z tym ujawnić. - dodał drugi. - A pan, wierzący? - chciałem im powiedzieć, że za imionami nadanymi Jej przez kapłanów-tryby krwiożerczego systemu albo przemądrzałych głupców kryje się Istota, której namiastką odczuwalną po ludzku jest Miłość, ale trzeba było zachować fason:
- Jestem chrześcijaninem obrządku rzymskokatolickiego i chociaż w swoje wierzę, to i swoje wiem. - a bóg, ta złożona autoironia człowieka... - No, muszę już lecieć. Do widzenia panom. Miłego gawędzenia życzę, miłego dnia.
10
- Dziś zaćmienie. – zawołał jeszcze jeden z nich. Rzeczywiście jakaś blada ta nasza gwiazda. Gdy idziesz ciemną uliczką i ciszę przerywa dźwięk psich kroków tuż za tobą, a to tylko listek sunący po asfalcie czy chodniku, pchany wiatrem dziejów, to przypomnienie, że chupacabras potrafią działać bezszelestnie.
- Lepiej nie patrz prosto w słońce.
- Zaćmienie.
- Tak. Kiedy byłem tu ostatnio też było.
- To chyba dawno pana nie było?
- Pielgrzymuję, jak to dziad.
- A skąd, dziadu idziecie?
- Zewsząd. – odrzekł Wieczny Tułacz i wyruszyli na Wschód. Z każdym krokiem cichło morze zostawione za ich plecami, minęli pustynię, jeden patrol, drugi patrol, wreszcie ukazały się przedmieścia Jeruzalem, barwne targowisko, na telebimie przed gmachem sądu rozprawa dekady według Justus magazine…
11 (Pomarańczowe misterium)
- Nazwisko.
- Davidovitz.
- Imię.
- Jeschua.
- Z Nazaretu?
- ... - strachliwe przytaknięcie aresztanta.
- Więc to wy wkładacie kwiaty pomarańczy w lufy czołgów? Naszego żołnierza kazałbym rozstrzelać za zdradę. Rozśmieszyło nas, że tak się ciebie boją. Przepraszam. Co tam znowu?
- Piłat będzie za godzinę. - rzekł podwładny przerwawszy przesłuchanie.
- Dobra, doprowadź kompanię do porządku. - zaklął jeszcze po niemiecku i zbliżył się do przesłuchiwanego. - Założyli ci nawet podsłuch, wiesz? Ale nie nagrali nic, co mogłoby cię obciążyć. Ale to jeszcze nie czyni was niewiniątkiem. Zalegacie z zapłaceniem dwóch kolegiów za zakłócanie porządku. Będziemy chyba musieli trochę posiedzieć. Dziś pewnie napłyną kolejne oskarżenia, rozpatrzy je sam prokurator, przyjechał specjalnie do ciebie, jesteś gwiazdą. - poklepał go pocieszająco po ramieniu.