część druga
Uzależnił się od wyskubywania syfków z jej twarzy i pleców. Zawsze miał za paznokciami jej zapach. W płucach miał zapachy jej włosów, dezodorantu i kremu, zmieszane z dymem papierosów i jej nektarem. Miał jej smak pod językiem. Gdy chodzili na piwo, zawsze pili je sobie nawzajem z ust, co sprawiało, że robiła się mokra i dostawała motylków w brzuszku, a on dostawszy erekcji nie mógł powstrzymać rąk i musiała ich uspakajać kelnerka, która wiedziała, że zawsze proszą o sól do jednego piwa. Raz pieścili się na parkowej ławce, o czym jakaś starsza pani doniosła straży miejskiej, która przymrużyła oko na ich amory.
Tego dnia miała okres, czyli wymyślanie imion dla rzekomo poczętego dzieciątka (Neo albo Diana) można sobie darować, tak jak i seks, chociaż ona stwierdziwszy, że będzie mu tylko trochę wilgotniej, a jej miesięczne krwawienie potrwa dzień dłużej, zaproponowała to, co tygryski lubią najbardziej. Niestety, ledwie zaczęli, a już ktoś dobijał się do pokoju. Powiedziała mu potem, że w czasie pierwszej ciąży miała okres do ósmego miesiąca, a że jest osłabiona i ma chcicę przez maleństwo, które potrzebuje bliskości ojca.
Wspomnienie 14
Przegląda oferty mieszkaniowe, klęcząc i podpierając na łokciach brodę, jak w pozycji na pieska. W obcisłych getrach eksponuje pośladki, którym on nie może się oprzeć. Dobiera się do niej, a ona kładzie go na łopatki i wchodzi na górę. To było ich najostrzejsze rżnięcie, bez zbędnych czułości, miała zły humor i koniecznie chciała dojść, mimo bólu. Niestety ktoś im wtedy przerwał.
Większość seksu zdarzała im się w dzień. W nocy robili to pod kołdrą na boku-od tyłu, raz coś im przeszkodziło, a on stwierdził, że nigdzie się nie wybiera i zostaje w niej do rana, zasnęli tak połączeni, by dokończyć, gdy się obudzą.
Stanowił część kolorowego organizmu krakowskiego Starego Miasta i jego atmosfery, prowadzając się z Cyganką i ulicznymi błaznami. Norę w kamienicy wypełniała muzyka kapeli Koniec Świata, świetnie pasująca do klimatu tamtych pięknych czasów.
11
Postanowiłem spocząć pod drzewkiem oliwnym, by schronić się przed promieniami słońca rozgrzanego przepychanką ze swą lustrzaną siostrą. Uliczny grajek, uliczny tancerz, rysownik, malownik, błazen, aktor, dziwka – ich sztukę widać, słychać i żyć w nich, oni sami są swoim prawem autorskim, a moje grafomańskie wypociny może podpisać lub potargać, kto tylko zechce. Z kolei Artaud twierdził, że literatura powinna być pisana raz i zaraz palona. Ale przecież właśnie to się odbywa w życiu, bo literatura jest także mówiona i myślana, improwizacje w gronie rodzinnym, opowieści, uprzejmość, rozmyślania, nigdy nie zapisane wersety wielkiej księgi, reszta to grafomania albo arcydzieła, których Antonin żądał spalenia. Nieodwzajemnione umiłowanie piękna. Piękno zdewaluowane, zdegradowane do dziwki, gdy samo chce się sprzedać, a gdy nie chce, pozostaje gwałt. Kupno, sprzedaż, gwałt i jeszcze samogwałt. Samogwałt i samozniszczenie. Gdy nie można stworzyć piękna ani zniszczyć niczego poza pięknem – pozostaje samozniszczenie. Przywołuje z żartobliwym ubezpieczeniem – nie dystansem jak zwą to obłudnicy – zaniechane wprowadzenie pojęcia art core określającego jego wnętrze przepełnione artystycznym zbytkiem bożej łaski, który w świecie realnym może sobie z powrotem wsadzić w zbolałą od faktów dupę, jeśli nie posiada niezbędników, które z kolei umożliwiają wypromowanie i przeobrażenie tego pojęcia w art-pop-art, czyli cokolwiek hurtowo sprzedawalnego mimo jakkolwiek pojmowanej bezcenności obecnej w działaniu sprzężeń zwrotnych w obrębie surrealistyczno-symbolicznych metamorfoz naszpikowanych aluzyjkami bla, bla, bla. Usprawiedliwia się w trzeciej osobie z powrotu Gesma do punktu wyjścia bez wyjścia paradoksem przeznaczenia uznając najbanalniejszą z metafor za słuszną, bo nieuniknioną jako apatyczny bezpiecznik funkcjonujący niezawodnie w świecie przedstawionym bla, bla, bla. Pytam więc w pierwszej osobie, czy postmodernizm jest kolejnym elementem, który można zamknąć i wstawić w odpowiednie miejsce, a czy już sumą, którą można tylko mnożyć, dzielić, poszerzać? Jest szczytem czy wyczerpaniem możliwości? Czy da się go wyprzedzić nie biegnąc obok i czy obok się da? Tutaj cytat Ch. Baudelaire’a o nowoczesności, która przypadkowa i ulotna jest tylko połową sztuki, gdy druga jest niezmienna i odwieczna.