część druga
- Ta pizza wygląda trochę jakby jakiś kontynent czy kraj, prawda?
- Bo ja wiem.
- Ja wiem. A w środku wyschnięte koryto zaczarowanej rzeki. Nie śmiej się, tylko słuchaj. Dawno temu nad Doliną Pizzy zebrały się czarne chmury.
- Smog.
- Tak. A smok, który ział trującym dymem okazał się smoczycą, a smoczyce mają zwyczaj wypijania wszystkiej wody, jaką napotykają, bo wiecznie mają kaca, a jak się zaczynają starzeć to kopią po nogach bogu ducha winnych klientów restauracji. I żyli długo i szczęśliwie. To boli!
- Spierdalaj! Obraziłam się. – wywracanie oczami i przybieranie tych kobiecych póz.
- Rozdrapałaś mi strupka na nodze! – rozdrapywanie ran. Strupy lęków i wyobcowania odczuwalne przez szósty zmysł właściwy poetom czy wariatom, który utrudnia często życie.
- Ojej! Zresztą dobrze ci tak. – powrót do nadąsanej miny. Nie odzywa się. Ale już się skrycie uśmiecha, mistycyzm zmysłów, który różni poezję od mięsnej pornografii, no wiecie, że magia splata chemię z metafizyką, że Anioły i Demony się w sobie zakochują.
- Przepraszam. Jestem nieudacznikiem, mam schizofrenię i nie wiem, co mówię.
- … - cokolwiek to znaczyło, była to nić porozumienia.
- Jestem chamem, nieukiem, jak z telenoweli... – jeszcze kilka przytaknięć i złośnica zostanie poskromiona. Jej telefon nagle odwraca nasze role, ale to niesymetryczna zamiana, bo jej
- Przepraszam. – grzecznie i skutecznie skrywa lekceważenie, na które z kolei zapracowały moje adoracyjne przeprosiny.
- Wystygła. – zwłoki naszej niepoważnej rozmowy.
- Zima w naszej smacznej krainie. – jeszcze trochę gawędziliśmy, ale nie bardzo wiem, o czym. W końcu nadszedł czas, żeby się rozejść. Całą tą żenującą rozmowę można było zamknąć w jednym zdaniu. „CHCĄC DAĆ WIĘCEJ NIŻ MAM, ZBYT WIELE CHCĘ ZA DARMO, więc pożycz dla mnie te pięć tysięcy, bo w zaistniałych okolicznościach, prócz dobrych chęci i wielkiego uczucia jedynie tego mi brak.” Choć ono nie padło, Agnes domyślała się, że zaistniało, a dlatego nie padło, gdyż ja domyślałem się odpowiedzi, od której wypowiedzenia chciałem zwolnić zakłopotaną rozmówczynię. Całus i pa. Czas przyspiesza, budynki po obu stronach ulicy zbliżają się do siebie, ubranie robi się na mnie za ciasne, zapadam się w łóżko, ale sufit i tak jest za nisko, coraz niżej, nie czuję swego ciała, to gorsze od bólu. Co to za ludzie w fartuchach?
- Przed snem poczytajcie mu poezję. A na śniadanie film. Cały czas niech leci ta jego muzyka. Niech nic nie robi.
- Siostro Agnes. Nie było Male?
- Nie. Behar! Zmierz ciśnienie.
- Za niskie. – Behar bliska płaczu.
- Trzeba go reanimować. – Abigaile siada mi na torsie.
- Cieść. Czo? Chory jeszteś? – Mari. Co ona tu robi? – Ale się trzęsisz. Dzimno ci? – ten akcent, piękna dziewczęca twarz, magiczne spojrzenie, to dzięki niej poznałem Male, a ona zaś wyciągnęła mnie z delikatnych dłoni zauroczenia czy pożądania, które mnie oplotły niczym powój. Śnię. Ciekawe, czy uległbym pokusie, gdyby chciała mi się oddać? Ciekawe, czy ją jeszcze kiedyś spotkam? Ale nie czas na wspomnienia. Nie mogę się ruszyć, bo postanowiłem odgrzać stary motyw ze szpitalem dla wariatów i jestem przypięty do łóżka pasami. Przyspieszyłem czas, bo chcę już mieć za sobą prześladowania pięknookich szans, które bezpowrotnie zmarnowałem. Nie wiem, co robić, by umieć cieszyć się życiem bez miłości i bez pieniędzy.
Wspomnienie 9
Mieszkaniu w kamienicy towarzyszyły nieustające awantury. Beata pewnego dnia sobie poszła zazdrosna o Toxe. Robert nie miał ochoty dzielić się pokojem ze szwagierką i jej fagasem. Mondruca czasem nie miała ochoty na Roberta, który chciał ją pobić nawet za to, że wymieniła imię Toxe przed jego, gdy Jurek chciał obu wyrzucić. Cykni miała dość ich obojga. Jurek miał czasem dość tego wszystkiego i kazał wszystkim wypierdalać. Ale to były tylko słowa złamanego życiem alkoholika, który miał gdzieś zakazy przyjmowania lokatorów i groźby eksmisji. Robert zarabia żonglowaniem na rynku. Siostry żebrzą w kościelnych bramach. Jurek rozkłada parasole kwiaciarzowi i wozi budki z preclami. Toxe pasożytuje na pieniądzach na czesne. W chmurze papierosowego dymu i piwnego aromatu tańczą przekleństwa dewastujące wystrój i wybijające okna. W chwilach wytchnienia ona uczy go seksu. Rozpuszcza włosy i z łzami w oczach mu się oddaje. Szukanie mieszkania i nań funduszy zawsze kończyło się porażką osładzaną seksem, którego zapach na stałe zmieszał się z tytoniowym oparem i łzami tęsknoty za dziećmi, których odzyskanie tak jak utrzymanie ich związku z każdym dniem się oddalało. Obiecywali sobie, że nawet jeśli ich rozdzielą, nie przestaną się kochać. On stwierdził, że gdy się kocha obietnice są zbędne, bo na obranym kursie miałoby mnie trzymać egoistyczne poczucie honoru, a nie druga osoba, której pragnę.