Ona i jej ogród...cz. 2
Był marcowy poranek. Słońce niewinnie wychylało się zza półprzezroczystych chmur, przebijając przez gałęzie, dotykając ziemi ciepłymi promieniami. Wiatr, prawie niezauważalny, jak chochlik postrącał krople stopionego śniegu. Woda wnikała głęboko, sięgając aż do korzeni nawet najstarszych drzew.
Gdybyś spojrzał na ten ogród z lotu ptaka, czy zauważyłbyś tą małą dziewczynkę pokornie pochylającą się nad ziemią?
Zmrużyła oczy. Promienie słońca delikatnie muskały jej rozpaloną od pracy, świeżą skórę, dotykały jej włosów koloru złota.
Z wielkim zapałem odgarniała śnieg dookoła kwiatu, by pomóc mu przetrwać. Z radością jaką znajdziesz tylko u aniołów sławiących śpiewem Boga i u ludzi pochylającymi się nad chorymi.
Z miłością znaną tylko Bogu i ludziom zakochanym.
Wstała, otrzepała fartuszek z ziemi. Powolnym krokiem przechadzała się, napawając się rześkim powietrzem. Mały wróbelek przyfrunął i przysiadł na jej ramię. Uśmiechnęła się do niego promiennie, cichutko zaświergotał.
Pokażę Ci coś-oznajmiła-to miejsce najbardziej przeze mnie ukochane. Rośnie tam wiele wiśniowych drzewek, na których mógłbyś uwić gniazdo, a wkrótce, gdy nadejdzie lato spodziewam się wielu soczystych owoców, którymi mógłbyś wykarmić swoją rodzinę. Wróbelek zaświergotał jeszcze głośniej, radośniej niż poprzednio.
Udali się w stronę tego zakątka. Ona w wesołych podskokach, a ptak wesoło fruwając dookoła niej.
W tym zaczarowanym miejscu nie liczy się czas. Każdy kolejny dzień jest błogosławieństwem, bezcennym darem, nowym krokiem w drodze ku szczęściu. c.d.n.