część druga

Autor: DenisOlivetti
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Nie muszę czekać na twoje pozwolenie.

- No dobra. Rozumiem. – robię głupawo skruszoną minę.

- No ja myślę. – władczy uśmiech. - A jak tam ta twoja Behar? – złośliwość? Litość? Litość, ta umywalnia rąk z entuzjazmu przeznaczona dla ulgi, że nie jest się takim jak jej obiekt, choć to nas ów entuzjazm czyni godnymi politowania, w ocenie jakiejkolwiek wartości łatwo się przeliczyć i tyle. To jednak prawda, że w naszym kraju są najlepsze kobiety, a jeśli tak, to czego chcieć więcej, chociaż odrobina egzotyki jeszcze nikomu nie zaszkodziła…

- To może ja sobie pójdę? - Agnes znów mnie złapała na liczeniu zielono-żółto-czerwonych migdałów unoszących się nad plażą Tel Aviv Jaffa rozciągającą się za oknem.

- Przepraszam. - lubimy wymieniać takie uprzejmości.

- Ależ nie szkodzi. Co tam ciekawego zobaczyłeś? Tą drugą sąsiadeczkę?

- Abigaile. – gdy bawią się jak dziewczynki, gdy grają w klasy czy plotkują, ona i Behar, papużki nierozłączki, ale każda inna. Okno Abigaile na wprost mojego. Aż pasuje coś nazmyślać, dobry początek opowiadania.

- Tylko tyle? – nad stolikiem przemieszcza się chmura dymu nakierowana przez Agnes w moje oczy, by dać mi pretekst do uniknięcia na chwilę jej przenikliwego spojrzenia przez schowanie się za kurtyną powiek.

6 (Motyw wędrowny)

Zostawiając za sobą gwiazdki, krzyżyki, kółeczka, spirale, łamiąc się i gnąc granatowa linia pędzi po kartce w poszukiwaniu motywu wędrownego, który można by odświeżyć. Te bazgroły to odruchowa reakcja na nudę czy stres, takie wystukiwanie palcami rytmu straconych chwil albo obgryzanie paznokci, tyle, że w wersji wzbogaconej o długopis. Ten granatowo-biały bezsens doskonale obrazuje pojęcie postępującego marazmu. Zauważywszy, że zmarnował kartkę potargał ją zaraz, by z chaosu zbędnych kresek nie wyklarowało się czasem odbicie jego życia. „Różnica” między kiczem zrozumiałym a kiczem niezrozumiałym polega na tym, że żadnego z nich nie da się zrozumieć. I skre-śla-my. W życiu tego nie napiszę. Lepiej zrobię sobie kawę i coś poczytam. O, sąsiadka. Nasze okna są naprzeciwko siebie. Lubię sobie czasem popatrzeć jak się krząta po domu. Czasem nasze oczy się spotykają i posyłamy sobie machaniem ręki pozdrowienie, tak jak teraz. Gdzie, kurwa? Wracaj. Próba ratowania sytuacji tylko ją pogorszyła i oprócz szklanki za oknem mam też plamę na ścianie. Roześmiała się, by z wdziękiem stonować uśmiech w przekonaniu o mocy, z jaką działa na płeć przeciwną. Gdy była coś kupić w jego przydomowym kioseczku, nie omieszkała spytać o zdrowie ściany i szklanki. Wyjaśnił jej tamto zdarzenie jakimiś komplementami. Od tamtej pory miał wrażenie, że poprawia włosy i czyni te kobiece zabiegi tuż przed wejściem do kiosku, w momentach poprzedzających ich minięcie się na ulicy, wreszcie przy przechodzeniu w polu widzenia zapewnianym mu przez okna. Pewnie robi to cały czas, jak każda kobieta. Przecież i on stara się poprawić wygląd przy każdym podejrzeniu wizyty kogoś z reprezentacji przeciwnej płci. Nie ten typ urody, zapewne nie ten charakter, ale to miałoby znaczenie, właśnie, że by nie miało, gdyby to było, chodzi mi o miłość, ale ta ewentualność na szczęście jest wykluczona. Nie wiem jak to widać z jej strony, ale podejrzewam, że za zasłoną utkaną z pism dla nastolatek, durnych idoli i masowej kultury czai się dokładnie to samo, co za głupotą czytania książek spoza kanonu lektur, dziwactwem stronienia od powszechnych rozrywek i tą swoja muzyką, że nie wspomnę o filmach. Tego dnia założyła niebezpiecznie krótkie spodenki. I, o ile wchodzenie z ogródka do domu przez okno jest niecodzienną procedurą, to dokonywane w tym stroju było prawdziwym widowiskiem tak jak giętkie prace w tymże ogródku i w tymże uniformie. Znów te spodenki. Oho, będzie myła okno. Nie mogę tego przegapić. Wiedziała, że ją obserwuje i towarzyszył jej ten stonowany uśmiech, którego nie widział, bo podziwiał jej biodra, pośladki i uda, ale jego istnienie było pewne jak grawitacja. Krząta się po pokoju w samych majteczkach i bluzeczce. Ups, zauważyła, że się gapię. Zasłoniła. Chłodny ten ranek. Otwiera okno, patrzy tu. Nie ma mowy o pozdrowieniach, udaję, że patrzę gdzie indziej. I tak go widziała. Był zły, że musi poczekać na następną okazję obejrzenia jej ciała wyglądającego spod skąpej nocnej koszuli. Ale ona upewniwszy się, że ma widza zaczęła swój pokaz. Rozsunęła firanki i gięła się jak mogła w swych porannych czynnościach. Zapalniczkę proszę. I gumę do żucia. Chce mi pokazać, że pali papierosy. Nie dobrze. Niedługo starzy pozwolą jej później wracać z dyskotek. Pierwsze krople alkoholu. Patrzcie, urosły mi już cycki i nikt mi nie zabroni pić piwa. Jeszcze mi ją rozdziewiczą w jakimś piskliwym samochodzie, bo wiem, że jest nietknięta, inaczej nie zachowywałaby się wobec mnie w taki sposób. Wtedy będzie po zabawie. Pozostanie rozczarowanie, wiecie, krew i w ogóle, albo ciąża i grad tuczących plotek. Trudno. I nie chcę z nią łazić pozując plotkującym babom ani krępować się przy jej koleżankach albo słuchać wulgarnych uwag męskiej części społeczności sąsiedztwa. Chcę ją prze-le-cieć. Może jednak trzeba będzie przełknąć gorzką tabletkę dyskoteki i popić dla znieczulenia alkoholem, z którym należy się obnosić, zachowując pozory, że się tego nie robi. I jeszcze trzeba używać przekleństw wbrew ich przeznaczeniu, choćby przy komplementach. Od-pa-da. Zresztą ona też nie zaryzykuje zabrania na imprezę takiego dziwaka. Czasami w dziwny sposób waha się, o co poprosić, jakby powtarzała w myślach przygotowaną mowę. Ale póki co, poza obrębem korytarza, którym wędruje ku mnie światło odbijane od jej ciała, łączy nas tylko niezręczna uprzejmość, która po naszym pierwszym „widzeniu” zastąpiła życzliwość. Proszę to i tamto, dziękuję. I to, że pewnie byśmy do siebie nie pasowali ma się nijak do cudów więzionych w obcisłych ciuszkach. O, idzie. Proszę to i tamto. Proszę. Zarys sutków bardzo wyraźny, chyba jest dziś bez stanika. Idzie od razu prosto do domu. Tak, pora się przebrać. Już jest. Zdejmuje bluzkę, prawie idealna klepsydra, ale ciągle stoi tyłem, odwraca się, nie, zawahała się, znika, jeszcze nie zdobyła się na odwagę. Odkąd zaczęła się szkoła muszę wcześniej wstawać, żeby ujrzeć to, co z taką gracją odsłania ta zwiewna namiastka czerwonej nocnej koszulki, w której słodko śpi, o ile nie śpi nago. Śmiało. Wchodzi na parapet, wyciąga ręce ku górnej ramie okna, które otwiera się wciąż dla mnie enigmatyczną metodą. Z ramionami unosi się ta skąpa sukieneczka odsłaniając na chwilę majtki. Teraz się odwróci. Pochyla się podpierając o jakiś mebel, wszystko widać. Kombinuje coś koło ramiączek swego wdzianka. Odwraca się, poprawia coś na parapecie, jedno ramiączko się obsunęło, gdy będzie się prostować, przez chwilę będzie widać pierś. Jest. Jutro uzbroję się w lornetkę, żeby dobrze obejrzeć sutki. Robią z koleżanką jakieś przemeblowanie. Dosunęły jakiś stolik do okna. Zaczyna łazić po nim na czworaka. Na razie w ubraniu, ale i to niebezpiecznie podnosi mi ciśnienie. Wczoraj wieczorem usłyszałem jakieś krzyki, które zabrzmiały jak samcze zewy w wersji żeńskiej. Po raz pierwszy się zniechęciłem, ale cóż złego jest w burzy hormonów, której nawrót sam przecież przechodzę. Bo jak inaczej określić podglądanie małoletniej sąsiadki? Jest. Ma na sobie niepewność mojej ulubionej czerwonej koszulki. Zbliża się na czworaka, by poprawiać kwiaty. Dokładnie widzę obie piersi, szkoda czasu na sięganie po lornetkę. Teraz się odwraca. Nie ma majtek? Nie, to wyjątkowo skąpe majteczki, zmiana powierzchni odsłoniętej skóry to miła niespodzianka. Ta jej gra na pograniczu ukierunkowanego ekshibicjonizmu to chęć oddania się, obnażenia. Nie gapi się rozbierając mnie wzrokiem, spogląda tylko, myśląc, że o tym nie wiem, by upewnić się, że patrzę i to ona rozbiera się w porywach tego, co powoli przestaje być tylko fantazją. Odsłania tylko część, bym ja mógł zedrzeć resztę tego, co dawno przestało być wstydem, aż do ostatniego figowego listka. Żeby tylko się nie zakochała. To tylko pożądanie i wielce prawdopodobne, że tylko chwilowe, że przeminie po pierwszym fizjologicznym spełnieniu, mimo którego pozostanie magiczny niedosyt, od którego niezdrowa rozkosz może się okazać jedyną ucieczką, która z czasem, jak narkotyki czy literatura, i tak okaże się drogą do nikąd. Coraz śmielsza i coraz pewniejsza. O Boże, jest w samej bieliźnie, ma rozpięty stanik, zaraz się z niej osunie. Nasienie tak się ciśnie na zewnątrz, że aż mnie boli, ale przecież nie zrobię tego na jej oczach, podniecenie szalejące w płucach i wzwód jak u prawiczka przy pierwszym pornosie. Nie odejdę, wytrzymam, jeszcze chwilę, wiem, że to zrobi. Zrobi to z zimną krwią. Tak. Zdejmuje majteczki. Naga. Przyjmuje pozę niczym ożywiony posąg bogini. Jak może zachować zimną krew, skoro gotuje się jej w brzuchu? Zdradza ją rumieniec. Postawiła nogę na parapecie, żeby wszystko było widać, to na pewno dziewica, to ten rodzaj podniecenia, ciekawość swego dojrzewającego ciała. Zerwałem firankę, głupi, a ona nie wytrzymała, osunęła się, pewnie miota się teraz na łóżku i zaraz z niego spadnie. Dziwna ulga na widok pustego okna. Nie ma jej trzeci dzień. Zasłoniła okno. Nie ma jej dla mnie. Może już teraz poczuła niedosyt? Może jej wstyd, że chciała zdeprawować cnotliwego samotnika, a może z opóźnieniem dotknął ją po prostu wstyd związany z nagością? Może jej głupio, że dała się ponieść, a ja nic. Minął tydzień. Byliśmy zmuszeni dwukrotnie minąć się na ulicy, ale żadne z nas nie odważyło się przełamać niepewności milcząco zawieszonej w powietrzu. Teraz siedzę nad notatnikiem i pod nieobecność klientów szukam swojego motywu zerkając kątem oka na okno po drugiej stronie ulicy. Jest. Zauważywszy mnie odrywa się na chwilę od podlewania kwiatów i zatrzymuje na mnie wzrok, ale wraca do swej roboty i skończywszy ją znika. Z dziwną ulgą zabieram się do lektury jakichś recenzji. Nagle staje przede mną jak zjawa. Czuję się jak dziecko przyłapane na kłamstwie, nawet nie dała mi czasu na poprawienie koszuli. Cześć, cześć. Proszę to i to, dziękuję. Proszę bardzo, dziękuję. Wychodząc schyliła się jeszcze, by wyrzucić coś do śmieci. Spojrzał na nią tak, że chyba poczuła jego rzęsy na pośladkach, które przez chwilę były częściowo obnażone przez obsunięte spodnie. Chyba nie ma majtek. Wychodzi. Muszę ją zatrzymać. Ale co ja jej powiem? Cały się trzęsę. Czuję się jakbym to ja się wtedy rozebrał. Więc cześć, cześć i wyszła. Była już na skrzyżowaniu, gdy doznał oświecenia. Motyw, który w swoim czasie dopada każdego artystę przywędrował do niego na tamtym kawałku zabazgranego papieru i targany odradzał się wśród krzyków dziewiczej bieli. Tymczasem ona nagle znieruchomiała rzucając mnie w wir wątpliwości. Upewniwszy się ukradkowym spojrzeniem, że nikt z sąsiedztwa jej nie obserwuje, wyruszyła w drogę powrotną, kołysząc wyzywająco biodrami. „Pewnie czegoś zapomniała” - pomyślał nieświadomy zagrożenia sklepikarz poprawiając pospiesznie fryzurę.

7

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
DenisOlivetti
Użytkownik - DenisOlivetti

O sobie samym: Znamy się mało... To może coś o sobie. Urodziłem się w 1986 roku, na wiosnę, dokładnie pierwszego dnia wiosny. No, to tyle o mnie... A tak na poważnie to byłem zdolnym, choć leniwym uczniem. Oglądałem filmy poważniejsze niż rówieśnicy, w liceum zacząłem czytać książki spoza kanonu lektur, co było dziwactwem, fascynacja buntowniczą muzyką, z której wyrosłem, ale przynajmniej dobrze mnie ukierunkowała, wchodzenie w dorosłość pod znakiem poezji, Rimbaud, Baudelaire, Wojaczek, Dwa lata studiowania geografii w Krakowie, tam z przygodami pomieszkiwanie - czasem i na dworcu, fascynacja Cortazarem. Porzuciwszy studia zgłosiłem się do wojska, z którym związałem się jako zawodowy żołnierz na prawie trzy lata w ty czasie zamieszkując w stolicy, gdzie wegetuję do dziś imając się różnych zajęć. Ulubione książki to Gra w klasy, Chrystus ukrzyżowany po raz wtóry, Kamień na kamieniu, Przenajświętsza Rzeczpospolita. Kilka filmów, które lubię to Amores perros, Jancio Wodnik, Macunaima, Leon, Łowca Jeleni, Pi, filmy Kurosawy. W Warszawie znów przerwałem studia na anglistyce z braku funduszy. Dużo czytam, dużo oglądam, staram się śledzić sport, z zainteresowań jeszcze języki obce, geografia polityczna, historia XXw., dobrze gram w piłkę. Przez nieodpowiedzialne decyzje mój związek jest na granicy rozpadu, więc biorę się za siebie, żeby go ratować albo wnowić po przerwie na złapanie oddechu. Pracuję nad projektami autorskich filmów, wydaję książki po 2zł, ale nie mam czasu ani środków na promocję. Grafomania to jednak nałóg podsycany pasją do sztuki.
Ostatnio widziany: 2012-09-16 21:51:20