Cudowny obraz pierwszego sekretarza (cz.1)

Autor: ZiKo
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Duszko, nie po spirytusie, a po eterze i po anodynce - poprawił ją naczelnik Strugaczka.

 

- A po spirytusie? Co się że mną dzieje po spirytusu? - dopytywała naczelnikowa.

 

- Po spirytusie mówisz zagadkami - wyjaśnił Bananowy Król, mrużąc przy tym oczy jak archangielski kocur.

 

Jedna z zagadek naczelnikowej:

 

zmierzwił włosy

i zaraz potem

podniósł spódnicę

a przy okazji

przewrócił wazon

gdy trzasnął drzwiami

już go nie było

niespodziewany

wiatr czy kochanek?

 

***

Z uwagi na zaistniałą sytuację i uwzględniając opinię eksperta od integralności ideologicznej, postanowiono skorzystać z okazji, że w mieście pojawiła się trupa teatralno-cyrkowej „Grupa Fantastyczna”, wyznaczając im niezwykle karkołomne zadanie: przenieść uwagę społeczeństwa ze spraw metafizycznych, na niezwykle popularne, ale wytłumaczalne i poznawalne empirycznie kuglarstwo.

 

Choć Grupa Fantastyczna składała się z osobników nierokujących ideowo, dwulicowych i dysfunkcyjnych społecznie, to w myśl przysłowia, że w sytuacjach wyjątkowych trzeba chwytać się metod dwuznacznych etycznych, postanowiono wykorzystać ich popularność i umiejętność tworzenia iluzji.

 

Naczelnik „Strugaczka” wziął na siebie organizację i ewentualne konsekwencje, wynikające z potencjalnego ryzyka.

 

Korzystając z uprzejmości znajomego dyrektora szkoły elementarnej nr. 10, im. Rewolucji Oświatowej, cyrkowcom udostępniono dużą salę gimnastyczną, z całym zapleczem sanitarno-socjalnym.

 

Ekipa z referatu imprez masowych wybudowała scenę, nad którą zawieszono koślawy napis, wykonany w czynie społecznym przez nauczycielki plastyki i robótek ręcznych: „Wspólnie dbamy o higienę umysłową naszego wewnętrznego dziecka!”.

 

Gwoździem programu, który mógł się również okazać gwoździem do trumny dla całego przedsięwzięcia, miał być występ brunatnego niedźwiedzia.  

 

Na środku sceny ustawiono brzozowy pieniek, na którym posadzono zwierzę, dając mu do łapy pędzel, umoczony w farbie. Niedźwiedź miał nim namalować na kawałku płyty pilśniowej scenę walki klasowej.

 

Przygaszono światła i poproszono zebranych mieszkańców o kompletną ciszę. I wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego, co w literaturze nazywają nagłym zwrotem akcji. Niedźwiedź zamiast walki klasowej, namalował pejzaż górski.

 

Rozległ się głośny śmiech i gwizdy, a z kanciapy dla wuefistów, która pełniła funkcję tymczasowej garderoby, wypadł purpurowy ze złości dyrektor Grupy Fantastycznej. Chwycił zdolne, ale niestabilne ideowo zwierzę za kark i wyprowadził za kulisy, żeby po chwili wrócić i wrzasnąć w stronę rechoczącej widowni:   

 

- A teraz kochane dzieci, pocałujcie misia w dupę!

 

***

Czajnik zagwizdał głośno i przeciągle, ale naczelnik Strugaczka nie był typem człowieka, który natychmiast się podrywa i pędzi do kuchni, jak to inni mają w zwyczaju. Nigdy też wcześniej nie przygotowywał kubka z zasypaną herbatą i odmierzonym cukrem. Podnosił się dopiero po dłuższej chwili i to głównie ze względu na małżonkę, dla której każda kolejna sekunda to była wyparowana bezcenna kropla wody albo wypalony centymetr sześcienny drogocennego gazu. Ale małżonka spała jak zabita, śniąc swoje prorocze koszmary i miał ją obudzić dopiero na „Samolot do Londynu”, spektakl Teatru Telewizji z cyklu Teatru Sensacji "Kobra".

 

Dla niego to była kwestia zasad. Nie będzie mu jakiś czajnikowy gwizdek rozkazywał i go poganiał. Podobnie było z budzikiem, telefonem, a nawet z pęcherzem. Już miał to we krwi, że się buntował, kiedy ktoś lub coś wymuszał na nim natychmiastowe reakcje w stylu: padnij, powstań.

 

     Zostało mu to z dzieciństwa i było wynikiem surowego wychowania przez osobę autokratyczną, a do takich właśnie osób zaliczała się jego babka nieboszczka. Babka nie znosiła sprzeciwu i każdą próbę buntu dusiła w zarodku, a przynajmniej do czasu, kiedy miała nad małym Strugaczką fizyczną przewagę. Sama była wychowywana według przedwojennych, burżuazyjnych metod wychowawczych, obowiązujących w wyższych sferach. Wtedy do rodziców nie zwracano się inaczej, niż tylko w trzeciej osobie i na każde polecenie należało regulaminowo dygnąć lub ukłonić się i odmaszerować do swoich obowiązków. Nie był to raczej ustrój demokratyczny, jak ten, który nastał po wojnie.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
ZiKo
Użytkownik - ZiKo

O sobie samym: Piszę rymowanki takie bardzo proste, co się nazywają rymy częstochowskie liczę więc sylaby, jak sie na nich skupie, to wychodą słowa czasem bardzo głupie grunt, że się rymuje, że coś napisałem może wyszło słabo, ale dobrze chciałem
Ostatnio widziany: 2023-05-14 09:23:51