Cienka granica
Jedyna osoba, która pozostała w klasie odwróciła się w moją stronę. Zobaczyłem… steraną życiem kobietę po pięćdziesiątce. Gniazdo zniszczonych amatorską trwałą włosów z siwymi odrostami, pomarszczoną twarz, jakby rozlane ciało. Szare, przypominające namiot palto i trzewiki ze startymi noskami.
- Przepraszam, pani jest..? – zdołałem wykrztusić.
- No… mamą Marianny? – odparła, chyba równie zaskoczona jak ja. W jej głosie pobrzmiewał wschodni akcent – Chciał pan ze mną rozmawiać? Jeśli córa ma dwóje, albo źle się sprawuje, to ja już sobie z nią…
- Nie! Nie, właśnie wprost przeciwnie..! – kompletnie zbity z tropu wyglądem matki Marianny nie wiedziałem jak poprowadzić tę rozmowę – Uważam, że Marianna jest bardzo, bardzo zdolna…
Zacząłem wywód na temat inteligencji dziewczyny oraz tego, że próbuje ukrywać zdolności. Wyraziłem obawę, że marnuje swój potencjał, a na końcu nadzieję, że wspólnymi siłami zdołamy jakoś jej pomóc. Starsza pani słuchała mnie z otwartymi ustami. Kiedy skończyłem, wybuchła śmiechem.
- Ale co też pan opowiada! Mańka zdolna?! Przecież ona ma same tróje.
- Próbowałem właśnie powiedzieć, że córka stara się ukrywać swoje zdolności. Może chce uniknąć alienacji…
- Że co?
- Boi się, że reszta klasy przestanie ją akceptować, kiedy okaże się, że ma lepsze stopnie…
Mama Marianny spojrzała na mnie jak na wariata.
- Że niby specjalnie ma złe oceny??
To nie miało sensu. Nasza rozmowa przypominała konwersację niemowy z niewidomym, albo jakbyśmy rozmawiali w dwóch różnych językach. Kobiecina, która była matką mojej najzdolniejszej uczennicy najwyraźniej zupełnie nie rozumiała o czym mówię.
- Coś w tym stylu.
- To jakieś głupoty. Ja tam nigdy nie zauważyłam, żeby Mańka jakoś szczególnie mądra była. Leniwa, owszem. Ciągle tylko siedzi i czyta, i nic jej się nie chce robić poza tym, a oceny jak słabe, tak słabe. Pomimo tego, że była siódma, a siódemka to podobno szczęśliwa liczba.
Kolejny raz mnie zatkało.
- Macie państwo siedmioro dzieci?! – wykrztusiłem, zanim zdążyłem się ugryźć w język.
- No tak rzecz biorąc uczciwie, to dziewięcioro. – przyznała z niejaką dumą – Pan Bóg pobłogosławił. A Mańka to z nich wszystkich najmniej rozgarnięta zawsze była. Pan mówi, że ona zdolna, ale ja mówię, żeby pan jej nie zawracał w głowie. Ona już i tak skołowana tymi wszystkimi książkami, dzieci nie powinny tyle czytać. Nawet stary by od tego zgłupiał…
Westchnęła i wstała, z trudem podnosząc z krzesła swoje jakby napuchnięte ciało.
- Jak to wszystko, to ja już będę szła, bo mam dużo roboty jeszcze. Do widzenia.
Posapując wyszła z klasy, pozostawiając mnie w kompletnym oszołomieniu. Zrozumiałem, że od strony rodziny sprawa jest beznadziejna. Dziewięcioro dzieci i pewnie niezgorsza bieda, sądząc po matce. Poza tym najprawdopodobniej nikt nawet w najmniejszym stopniu nie zdawał sobie sprawy z wyjątkowości dziewczynki. Ciekawiło mnie, czy któreś z pozostałych dzieci było do niej podobne… Ile ukrytych talentów marnuje się w tej rodzinie? Jak im pomóc? Straciłem grunt pod nogami i jedyne, co mi jeszcze pozostało, to szczera rozmowa z Marianną.
Następnego dnia zaczepiłem ją na korytarzu. Właśnie zadzwonił dzwonek, ale ja nie miałem akurat zajęć, więc poprosiłem dziewczynę, żeby poszła ze mną do pokoju nauczycielskiego.
- Usprawiedliwię cię. Musimy porozmawiać.
Wszyscy nauczyciele poszli na zajęcia, byliśmy sami. Moja uczennica usiadła na jednym z krzeseł i posłała mi wyzywające spojrzenie.
- Rozmawiał pan z moją mamą! – rzuciła oskarżycielsko, zanim zdążyłem się odezwać.