Cienka granica
Widziałem wychodząc z klasy, jak wszyscy jej gratulują, w ciągu chwili została królową dnia. Dzieci w jej wieku nie powinny zostawać obdarowane nadprzeciętnym IQ, życie jest niesprawiedliwe.
Na następną lekcję Marianna zgodnie z umową przyniosła mi swoje wypracowanie. Przeczytałem je na przerwie, taki byłem ciekawy. Po prostu zaparło mi dech. Prawie dziesięć stron czystej rozkoszy dla moich nauczycielskich oczu. Polot, elokwencja, humor i lekkie pióro – po prostu trudno było uwierzyć, że to napisała czternastolatka. Chociaż nie mieliśmy już tego dnia zajęć, zaczepiłem ją na kolejnej przerwie.
- Znakomite wypracowanie Marianno! Ale chyba wiesz, że to nie była książka dla ciebie..?
- Przyzwyczaiłam się do tego, że wiele rzeczy jest „nie dla mnie”. – odparła z uśmiechem – O dziwo, sięgam tylko po te w książkach!
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Co jeszcze czytasz?
Wzruszyła ramionami.
- Wszystko co nie jest lekturami szkolnymi, a co potrafię dosięgnąć na półkach!
- Marianno… - zacząłem, kiedy udało mi się przestać śmiać – Czy kiedykolwiek ktoś robił ci test na inteligencję?
Pokręciła głową w odpowiedzi.
- Czegoś tu nie rozumiem. Z twoją inteligencją powinnaś mieć tu same celujące, a tymczasem…
- Ech… - przewróciła oczami – Jeśli będę miała same szóstki, to będę tylko kujonką, której nikt nie lubi. Ale jak czasami złapię spektakularną pałę… to będę interesująca i wszyscy będą mnie podziwiali!
Zadzwonił dzwonek i pobiegła do klasy, ale dałbym głowę, że wcześniej puściła do mnie oczko…
Od tamtego dnia jeszcze bliżej zainteresowałem się życiem mojej uczennicy. Po kryjomu wertowałem dziennik sprawdzając jej oceny. Ze wszystkich przedmiotów wyglądało to podobnie: miała więcej trójek niż piątek, a także te swoje „spektakularne pały”. Dopiero po jakimś czasie odkryłem w tym pewien system: jeśli jednego dnia udało jej się zdobyć piątkę albo szóstkę, to przez resztę tygodnia nie wychodziła poza trzy. Tydzień za tygodniem, miesiąc po miesiącu, ze wszystkich przedmiotów. Wszystko miała pod kontrolą. Z jakimś oszałamiającym uczuciem spadania dotarło do mnie, że ta mała była geniuszem. Słuchałem z zapartym tchem, jak jednego dnia nie jest w stanie liczyć w słupku, a następnego od niechcenia wstawała i nawet nie patrząc rozwiązywała równania z trzema niewiadomymi. Były też skargi na nią, uwagi, że jest uparta i nie można jej zmusić do uczenia się czegoś, do czego nie jest przekonana. Nauczyciele uważali ją za przeciętną, za to mocno zbuntowaną nastolatkę. Chyba tylko ja widziałem w niej jakiś potencjał. Do tego zacząłem się martwić, że ten potencjał się zmarnuje. Nie bardzo wiedziałem co zrobić, nie byłem nawet jej wychowawcą. Jednak zbliżała się wywiadówka i w tym zacząłem upatrywać szansę dla siebie. Dogadałem się z wychowawczynią, żeby pozwoliła mi zamienić parę słów z rodzicem Marianny, jeśli którykolwiek się zjawi.
Tamtego popołudnia czekałem przed ich klasą z takim napięciem, jakbym czekał przed salą porodową. Próbowałem zobaczyć w wyobraźni rodziców Marianny, naiwnie widząc w nim profesora, a w niej aktorkę, albo dziennikarkę… Po kimś musiała odziedziczyć te niebywałe geny. Wyobrażałem sobie, co powiem i jakie to będzie zdziwienie, a potem radość… Jakbym przedstawiał im nieoszlifowany diament. Wreszcie rodzice moich uczniów zaczęli wychodzić z klasy i wychowawczyni usuwając się dyskretnie, zaprosiła mnie do środka. Wszedłem z bijącym mocno sercem i zamknąłem za sobą drzwi.