Cienka granica
- Czy ty..? - zapytała Ewa ze zgrozą w głosie.
- Nie, nie! Nigdy! To mała dziewczynka. Nie pociąga mnie fizycznie. Fascynuje mnie jako osoba. Kocham ją tak.. tkliwie? Jakby miała zaraz umrzeć. Myślę o niej i zaczynam się mazać jak dziecko.
Długo siedzieliśmy w ciszy. Ewa unikała mojego wzroku i w ogóle wyglądało na to, że zaczęła mną gardzić. Nawet jej się nie dziwiłem.
- Jakkolwiek szlachetne są twoje pobudki i czyste uczucia… - zaczęła wreszcie z ironią – To się zmieni. Wiesz o tym.
Pokiwałem głową.
- Nie ma miłości bez fizyczności. Wiem jak to działa.
- Uwiedzenie, a potem więzienie. I zniesławienie. Pomyśl o tym, co się z tobą stanie, jak nie będziesz mógł dalej uczyć.
- Co powinienem zrobić?
- Nie wiem! – pani pedagog bezradnie rozłożyła ramiona – Idź do psychologa, zmień klasę, zmień szkołę! W tej sytuacji to najlepsze wyjście. Powinieneś stąd zniknąć. Co byś nie zrobił, nie pozwolę ci skrzywdzić tej dziewczyny. Będę was miała na oku i jakikolwiek sygnał… Doniosę na ciebie. Nie licz na moje wsparcie.
- Mogę chociaż na dyskrecję?
- Tak, oczywiście. Jesteś dorosły. Musisz sobie z tym jakoś poradzić.
Więc starałem się sobie z tym radzić. Nie jestem w stanie opisać ile wysiłku mnie to kosztowało. Przez jakiś czas realnie myślałem o zmianie środowiska, ale bardzo lubiłem tę szkołę. Poza tym zbliżały się wakacje i łudziłem się, że będąc z dala od obiektu moich westchnień jakoś dojdę do siebie. Co do Marianny początkowo wydawała się przybita moim nagłym chłodem, ale bardzo szybko przeszła nad tym do porządku dziennego i nasze stosunki stały się równie oficjalne, jak z resztą klasy. Nie dyskutowałem z nią na żadne tematy, po prostu sprawdzałem jej klasówki, odpytywałem z lekcji i wpisywałem oceny. Czasami w zadaniu domowym pisała coś głębokiego i jakby skierowanego wprost do mnie, jakby chciała spytać: „jesteś tam jeszcze?”… Wtedy łzy dorosłego faceta moczyły zeszyt i czułem się jak bohater jakiegoś taniego romansidła. Ale jej nie odpowiadałem. Kochałem ją cierpliwie, cicho i beznadziejnie, pod czujnym okiem szkolnej pedagog.
W takim nastroju zastał mnie koniec roku szkolnego. Myśl, że nie zobaczę Marianny przez dwa długie miesiące napawała mnie straszliwym lękiem. Byłem przygnębiony i zdesperowany. Wakacje miały być wybawieniem, a tymczasem nie wiedziałem, czy dam radę je przetrzymać. Po ceremonii rozdania świadectw wyłowiłem ją w tłumie odświętnie ubranych nastolatków i po raz pierwszy od miesięcy zwróciłem się do niej poza lekcją.
- Jak średnia? – spytałem, siląc się na spokojny ton.
Marianna wystrojona była w białą bluzkę i czarną muszkę. Wyglądała elegancko i zalotnie zarazem. Coś we mnie drgnęło na widok koronkowej koszulki prześwitującej przez cienki materiał. Ewa miała rację. Chyba tylko „fizyczne zapóźnienie” Marianny uratowało mnie przed nią… albo na odwrót.
- Trzy osiemdziesiąt osiem! – zawołała z uśmiechem.
- Gratuluję! – zdobyłem się na szeroki i fałszywy uśmiech. Potem zacząłem mówić do niej: wolno i cicho, i z taką mocą, jakby od tego zależało moje życie.
- Marianno… Ja ci to tylko raz powiem i nie powtórzę nigdy więcej, ale po prostu muszę to zrobić…
Zobaczyłem przestrach w jej oczach. Desperacko walczyłem z pragnieniem, by złapać ją za rękę.
- Masz czternaście lat. Za cztery lata będziesz pełnoletnia. Czy ty… czy ja… mogę zaczekać na ciebie?
Nigdy się nikomu nie oświadczałem. Nigdy nie sądziłem, że oświadczę się komuś w taki sposób. Dostrzegłem nagły błysk zrozumienia w jej oczach, kiedy cofnęła się o krok.