TAK JEST LEPIEJ - część X
Część X - TAK JEST LEPIEJ tomu „WIEDZIAŁEŚ”
Wypełniony obowiązkami po kres czas w pracy nie starcza, aby przejrzeć się w lustrze. Oby tylko prezes banku nie rozgadał się zbyt długo. Muszę dać do zrozumienia Marzence, aby dyskretnie go pogoniła. To straszny gaduła, ale dobrze mi się z nim pracuje. Jest słowny jeśli chodzi o sprawy służbowe, a to w końcu najważniejsze. Zbliża się wpół do czwartej. Marzenka wchodzi i zapowiada prezesa Migalskiego. Ma przygotowaną kawę w małych filiżankach. Prezes banku jak zwykle od drzwi krzyczy: - Dzień dobry pani prezes. A potem mogę siedzieć i słuchać, słuchać… jego opowieści o malutkiej Zuzi, o pogodzie, o tym jak pachnie lasem koło jego domu itd., itd. Lubię te jego opowieści zanim wytoczy działo armatnie i zacznie o służbowych sprawach. Dzisiaj niestety nie słucham. Niby wpatruję się w niego i udaję że jestem zainteresowana, a tak naprawdę błądzę myślami zupełnie gdzie indziej. Wypadam z transu swoich myśli i nadstawiam ostrość postrzegania rzeczywistości, gdy mój rozmówca nagle wyciąga z teczki dokumenty i rozkłada je przede mną. Wtedy cała moja uwaga zwrócona jest na dokumenty i zapisy w nich. To bardzo istotne jaką propozycję bankowiec ma dla mnie jeśli chodzi o zaciągnięcie kredytu na kupno działek, niezbędnych do rozpoczęcia naszej najpoważniejszej inwestycji. Migalski zamienia się z ciepłego gaduły w konkretnego bankowca. Nasza rozmowa toczy się wokół przygotowanej oferty. Na moje pytania zna wszystkie odpowiedzi. Kończąc swoje wywody na temat warunków umowy stwierdza, iż zostawia mi projekt umowy do szczegółowego zapoznania się z nią i ewentualnych negocjacji, których się podejmuje. Wszystko ustalone. Żegnamy się, umawiając na kolejne spotkanie za kilka dni. Prezes banku wychodzi tuż przed 15.30. Gdy otwiera drzwi do wyjścia z mojego gabinetu kątem oka widzę jakaś postać siedzącą na fotelu w sekretariacie. Składam zostawione dokumenty bankowe i wstaję z fotela, aby wyjść do sekretariatu i przekazać je Marzence. Migalskiego już nie ma. Za to w siedząca postać wstaje z fotela, zabiera kwiaty leżące na stoliku i kieruje się w stronę gabinetu. Wychodzę naprzeciw. Teraz widzę. To naprawdę jest Krzyś ? W życiu bym go nie poznała. To dojrzały, szpakowaty, nadal przystojny choć lekko zgarbiony mężczyzna. Uśmiecham się i podchodzę do niego z wyciągniętą na przywitanie ręką:
- Witaj Krzysztofie. Mam nadzieję, ze nie czekasz długo. Miło Cię widzieć. Bardzo proszę, zapraszam. Czego się napijesz ?
Nie dopuszczam go do słowa. Krzysztof łapie moją dłoń i całuje, wręczając mi piękny bukiet białych róż.
- To mnie bardzo miło. Dziękuję, że miała pani czas mnie przyjąć.
- Bardzo dziękuję, róże są przepiękne. No co ty ? Jaka pani ? Cieszę się, że cię widzę. Proszę, czego się napijesz ?
Wchodzimy do gabinetu. Proszę aby usiadł wygodnie i zamawiam u Marzenki dwie białe kawy. Oboje jesteśmy onieśmieleni i spięci. Krzysztof czuje się nieswojo, ja także. Muszę cos z tym zrobić. Przerywam więc ciszę:
- Tyle lat minęło, gdy widzieliśmy się ostatni raz. Czas dotknął nas niestety. Ale powiedz co u ciebie ?
- No tak, lata lecą. Kasiu – proszę powiedz, czy ja naprawdę ci nie przeszkadzam ?
- Krzysiu, ja naprawdę bardzo się cieszę z tego spotkania i naprawdę mi nie przeszkadzasz.
Wchodzi Marzenka z kawą i ciastkami (skąd ona wie ?). Rozpoczęta rozmowa zostaje znowu zawieszona. Gdy zostajemy sami pytam:
- Wspominałeś że jesteś w drodze. Skąd lub dokąd jedziesz ?
- Wracam z targów w Poznaniu.
- Aha. A w jakim hotelu się zatrzymałeś ?
- Tu bardzo blisko.
- A co u twojej mamy, dzieci, siostry ?
- Właściwie to chyba ty więcej wiesz niż ja. Wiem, ze jesteś w kontakcie z moja mamą i siostrą. Ja natomiast cały czas w trasie. Wiesz, ze pracuję na różnych budowach i mało kiedy jestem w domu. Wiodę cygańskie samotne życie. Mamusia ? Sama wiesz, chora, delikatna i wymaga opieki. Mieszka z Danką. Jak jestem w domu to wpadam do niej się przytulić. Mamusia jest kochana.