Cienka granica
- Marianno, ja tylko próbuję ci pomóc…
- Niepotrzebnie. Nic mi nie jest.
Stanąłem przed nią zagniewany. Miałem ochotę złapać ją za chude ramionka i mocno potrząsnąć.
- Czy ty nic nie rozumiesz?! – krzyknąłem na nią – Marnujesz się. Marnujesz swój potencjał. Za rok twoi rodzice poślą cię do jakiejś zawodówki, po której zostaniesz kelnerką… albo pokojówką. Tego chcesz?!
- Co złego jest w byciu kelnerką? – spytała z niewinną miną. Momentami była gorsza od swojej matki.
- Nic złego! – warknąłem – Ale ty możesz być kimś… Pójść na dobre studia, zostać lekarzem, albo naukowcem…
- Pomyśl … – nęciłem – Ilu ludzi na świecie chciałoby być takimi jak ty, mieć taką szansę…
- Czyli być odmieńcem?
Kucnąłem przed nią opierając dłonie na oparciu krzesła. To była bardzo intymna chwila, jakbyśmy za chwilę mieli sobie wyznać miłość.
- Kto ci powiedział, że jesteś odmieńcem? – zapytałem cicho.
Pierwszy raz od kiedy ją poznałem, to ona odwróciła twarz.
- Pan nie wie jak to jest, kiedy się umie wszystko przeczytać w wieku czterech lat.
- Jasne, że nie wiem, bo sam zawsze byłem przeciętny. Dlatego jestem tylko nauczycielem. – uśmiechnąłem się – To dar. Nie możesz tak po prostu się go wyprzeć.
Marianna wzruszyła ramionami.
- Nie prosiłam się o to. Nie mam zamiaru być dziwolągiem.
- Nie będziesz! – odparłem z wielkim zapałem – Postaram się, żeby cię przesunęli do wyższej klasy, albo w ogóle do lepszej szkoły. Poznasz ludzi takich jak ty, będziesz się kształcić na własnych warunkach i nigdy więcej żadnych znienawidzonych lektur!
- Tak, jestem pewna, że to będzie bardzo piękne! – odpowiedziała z przekąsem – Na resztę życia zakopać się w książkach. Dać się temu pochłonąć. W głowie mieć tylko cyferki, wzory i formuły, które komuś może uratują, a może ulepszą życie.
Nagle, zupełnie nieoczekiwanie zaczęła płakać. Po dziecinnemu tarła oczy pięściami i siąkała nosem.
- A ja chcę tylko być normalna..! – dokończyła łamiącym się głosem – Chcę pójść na dyskotekę z jakimś łamagą, upić się, wyjść za mąż, mieć dzieci… Kupić sobie psa z pensji kelnerki…
Byłem do głębi wstrząśnięty tym wyznaniem. Coś, co ja uważałem za błogosławieństwo, za cudowny dar, dla niej było przekleństwem i utrapieniem. Zrozumiałem, w jakiej rozterce musiała żyć: rozdarta pomiędzy tym, czego pragnęła, a tym, co było jej przeznaczeniem. Pozwoliłem jej się wypłakać.
- Marianno… nie wiem co powiedzieć. Nie mogę cię zmusić do niczego. Ale proszę – przemyśl to. Jestem tutaj. Gdybyś kiedykolwiek zmieniła zdanie, będę ci pomagał ze wszystkich sił.
Wróciła do klasy, ale ja w żaden sposób nie mogłem wrócić do dawnego życia. Myślałem o tym przypadku w dzień i w nocy. Nie mogłem się pogodzić z myślą, że nic nie można zrobić. Próbowałem zrozumieć postępowanie tej dziewczynki, ale nie potrafiłem. Byłem na nią zły, bo przedkładała dyskoteki i psa nad karierę naukową. Gdybym to ja był na jej miejscu..! Tak bardzo jej zawiściłem, że przysłoniło to wszystko inne.
Więcej nie rozmawialiśmy na ten temat, nie spotykaliśmy się także poza lekcjami polskiego. Jednak nie przestawałem jej obserwować ukradkiem. Patrzyłem jak na przerwach stoi przy parapecie i w zamyśleniu gryzie jabłko. Jak na lekcjach podpiera głowę dłonią i patrzy gdzieś nieobecnym wzrokiem. Jak odgarnia z oczu zbyt długą grzywkę, gryzie koniec długopisu. Ile dałbym za to, żeby wiedzieć co dzieje się w jej głowie! Z dnia na dzień, zanim się spostrzegłem, Marianna stała się tematem wszystkich moich myśli, motorem wszelkich moich działań. Wyobrażałem sobie, kim mogła by być… gdyby trafiła w moje ręce. Wyobrażałem sobie nasze niekończące się rozmowy o wszystkim: o naszych ulubionych autorach, filozofii, życiu, śmierci, jej pracy naukowej. W mojej wyobraźni nie siedziała jednak obok mnie Marianna, którą znałem: mała dziewczynka z ciałem nie nadążającym za umysłem. Był tam tylko jakiś mglisty zarys, zupełnie jakbym na nasze tete a tete zapraszał jej duszę.