Budka z pocałunkami cz2
. Przecież sam siebie nie rozumiał!
– Nolan doceniam to, naprawdę! – powiedział odsuwając się. Nie chciał i nie mógł przyjąć pocieszenia i dotyku przyjaciela. Od samego początku postawił sprawę jasno. Nie może i nie będzie ich łączyć ani seks, ani nic romantycznego. To było nieziszczalne, nawet gdyby chciał. A nie chciał.
– Cory…
– Co? Wiesz, że rozmowa na ten temat nic nie da! Ja doskonale to wszystko wiem i rozumiem. Naprawdę. – Przerwał mówiącemu, zanim tamten się rozpędził. Odszedł od niepewnie stojącego na środku, jego niewielkiego mieszkania mężczyzny, stając jak najdalej się dało i wspierając się o drzwi balkonowe lekko. – Zdaję sobie sprawę z tego, że nic nigdy z tego nie będzie – powiedział cicho, przeciągle wzdychając.
– To dobrze. – Nolan usiadł na beżowej kanapie, przyglądając mu się badawczo i czekając na dalsze wyjaśnienia. Szczupłe przedramiona wsparł na szeroko rozstawionych kolanach.
Cory zaplótł ramiona na piersi stając w defensywnej pozie. Jego przyjaciel zawsze go do tego zmuszał. Miał już tego dość.
– Nie zamierzam załamywać się z tego powodu, zacząć pić czy coś równie głupiego. Connor jest po za moim zasięgiem i nikt lepiej ode mnie tego nie wie! Wiem, że jestem idiotą, nikt mi tego nie musi mówić. – Zauważył oczywiste, ale czuł, że musi to powiedzieć głośno. – Zrobiłem to co chciałem i dostałem to co chciałem. Koniec sprawy. Jeśli poniosę tego konsekwencje, trudno. Jak wszystko inne w życiu, wartościowe rzeczy mają swoją cenę.
Nolan wstał kręcąc głową. Niezdecydowanie i z frustracją przeczesał włosy obiema dłońmi, ale nie podszedł do niego i Cory był mu wdzięczny. Po wczorajszym pocałunku czuł się jakby obolały od środka. Ta rozmowa i stawienie czoła rzeczywistości nie pomagało sytuacji. Wszystkiego czego pragnął w tej chwili, to wpełznąć pod kołdrę i po użalać się nad sobą. A właśnie tego mu nie było wolno.
– Dlaczego ty to sobie robisz? – zapytał patrząc na niego niemal z politowaniem.
Cory jęknął, jeszcze ściślej obejmując się ramionami.
– Dobre pytanie… bardzo, bardzo dobre pytanie…
Rozdzierający, niezręczną ciszę, dzwonek do drzwi obu ich wzdrygnął. Nolan podejrzliwie spojrzał się na Cory'ego, ten jednak tylko wzruszył ramionami idąc otworzyć. Ktokolwiek to był, trafił jak pięścią w nos.
– Słu… – pytanie zamarło mu na ustach, kiedy wyjrzał przez uchylone drzwi. Z niedowierzaniem wbił spojrzenie w postać stojącą na korytarzu jego apartamentowca. Nagły szum i ucisk w czaszce zagłuszył odpowiedź, którą widział na poruszających się ustach przybyłego mężczyzny, ale jej nie słyszał. Miał wrażenie, że chyba przewróci się z szoku.
– Pytam się po raz drugi czy mogę wejść? – Bardziej zażądał niż zapytał Connor, nie czekając na odpowiedź i zwyczajnie taranując sobie drogę do środka.
– Cholera… – ciche przekleństwo Nolana zamarło mu na ustach.
Nolan i Cory jak dwaj idioci stali z rozdziawionymi ustami, patrząc na mężczyznę, obojętnie stojącego po środku salonu i lustrującego otoczenie bez emocjonalnie. Nawet jednym spojrzeniem nie zaszczycił Nolana, jakby był niewidzialny lub kawałkiem wyposażenia.
Właściwie jednym skrupulatnym spojrzeniem Connor obrzucił jasnobeżowe ściany, czerwono–czarne abstrakcyjne reprodukcje na ścianach i dywany, na jasnym sosnowym parkiecie. Jasne meble na środku pomieszczenia. Wszystko komponowało się idealnie, ale właściciel, po raz pierwszy spojrzał na swoje skromne mieszkanie cudzymi oczyma. Kanapa pod dłuższą ze ścian, telewizor w kącie i stolik między dwoma fotelami na środku, aby było wygodnie oglądać. Normalne, funkcjonalne i praktyczne. Nie można było
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora