Budka z pocałunkami cz1
Autor: AkFa
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0
ało to faktu, że jego ciało żyło tylko jedną myślą. Poczuć wąskie wargi, szerokich ust Connora na jego. Im bliżej było momentu, w którym Cory miał stanąć w drzwiach budki, tym spokojniejszy się stawał.
Teraz lub nigdy.
Osiem minut. Ostatnia kobieta wyszła z głupawym uśmiechem na ustach. Oczy błyszczące i policzki zarumienione. Jej dwie przyjaciółki chwyciły ją za ręce, chichocząc jak maniaczki i ciągnąc na bok. Cory zignorował ich gorączkowe słowa i zdeterminowany stanął w drzwiach.
Żył, aby właśnie w tym momencie znaleźć się konkretnie w tym miejscu.
Tak bardzo jak Connora nie znosił i z trudem tolerował, tak bardzo był w nim zakochany. Życie z konfliktem w sercu było koszmarem na jawie. Niewiele mogło ten stan pogorszyć.
Mężczyzna stracił swój idealny wygląd. Jego policzki pokrywał lekki zarost po całym dniu spędzonym w ciasnym, upalnym pomieszczeniu. Idealna fryzura była rozczochrana setkami palców chciwie w nie wplatanych przez kobiety, które chciały wydobyć dla siebie jak najwięcej z pocałunku. Już dawno temu stracił krawat i nawet dwa pierwsze guziki jego śnieżnobiałej koszuli były rozpięte pod szyją. Wyglądał na zmęczonego i rozchełstanego, co pogłębiało cienie pod jego niebieskimi oczyma. Cory nie był pewien, czy kiedykolwiek widział go bez marynarki. Jak uzależniony chciwiec spijał widok przed swoimi oczyma. Bez zażenowania, bez udawania. Nie kryjąc się po raz pierwszy. Szerokie ramiona mężczyzny teraz były opuszczone i lekko przygarbione, a mimo to kryły w sobie siłę. Przez cienką koszulkę widać było, jak pracuje jego biceps, kiedy zrezygnowanym ruchem przeczesał czarne, elegancko przycięte włosy.
Nawet nie spojrzał w kierunku wejścia, stojąc prawie w zrezygnowanej pozie z wielkimi dłońmi wspartymi na szczupłych biodrach, kiedy Cory tam wszedł.
– Zostało tylko kilka minut, muszę się napić, więc… – Connor zaczął ponurym zniecierpliwionym tonem, odwracając się w stronę intruza i zamarł. Przez wieczność trwającą kilka sekund mężczyźni mierzyli się ponurym spojrzeniem. – Andrews, co ty tutaj robisz? – pytanie brzmiało jak świst bata. Mężczyzna często nie miał do niego cierpliwości, najczęściej nawet nie czekając, aż młodszy mężczyzna otworzy usta.
Cory nawet nie mrugnął powieką. Z zimnym spojrzeniem i aroganckim uśmieszkiem wyciągnął przed siebie dłoń, na której leżały zmiętoszone lekko, bileciki.
Oczy Connora przez chwilę wbijały się w niego jak stalowe ostrza, by wolno przesunąć się na wyciągniętą rękę. Cory widział jak wolno się rozszerzają z niedowierzaniem, zmieniając chłodny wyraz na totalny szok. Wielki znak zapytania wyskoczył biedakowi na czole. Cory śmiałby się na widok jego miny, gdyby nie obawiał się, że to tylko przyśpieszy kopanie jego tyłka.
– Moja kolej.
Szef Public Relations stracił całe swoje sławne opanowanie i podskoczył jak oparzony, nieadekwatnie do spokojnego tonu Cory’ego.
– Zwariowałeś? – Connor zapiszczał i zaskoczony własnym głosem, odchrząknął. Potrząsając głową z podejrzliwością, rozejrzał się nerwowo i z niedowierzaniem wokół nich. To jakiś żart był?
– Nie możesz mi odmówić. – Cory odparł tak spokojnie, jak tylko mógł. Niewiele czasu pozostało. Za parę minut Connor wyjdzie stąd i nic już nie da się zrobić. – Mam bilety.
– Są przeznaczone dla kobiet! – To było śmieszne, co ten idiota sobie wyobrażał?
– Umowa mówi, że nie możesz odmówić pocałunku osobie z biletem! Każdy bilecik to pocałunek. Nie możesz mi odmówić. Mam bilety! – Cory stanął przed małą rozdzielającą ich ladą. – Na kolejne pięć minut jesteś mój. – Bez ceregieli, chwycił przód koszuli Connora i przyciągnął zaskoczonego mężczyznę do siebie. Tylko