Brzemię
- Mocą od Boga zesłaną chroniony, nakazuję ci – odstąp! – zawołał czardziej, stając naprzeciwko strzygi.
W odpowiedzi potworna zmora otworzyła paszczę, prezentując dwa rzędy zagiętych ku tyłowi, ociekających śliną zębów. Wydała głuchy dźwięk: ni to szloch, ni to śmiech. Opadła na przednie łapy i zaczęła węszyć wokół kręgu, jakby usiłując znaleźć w nim jakiś słaby punkt. Czardziej nie przestawał wypowiadać zaklęcia, stojąc tak blisko, że mógł poczuć bijący od zmory odór zgnilizny i śmierci.
Strzyga z uporem maniaka biegała tam i z powrotem wzdłuż całego obwodu magicznego kręgu, ale każda próba przedarcia się przez pierścień kończyła się suchym trzaskiem przypominającym wyładowanie elektryczne oraz towarzyszącym mu wrzaskiem bólu i wściekłości. Im więcej mijało czasu, tym częściej i z większą furią strzyga atakowała krąg: rzucała się na niewidoczną przeszkodę i odbijała się od niej z przypaloną skórą, a jej wrzaski powoli zamieniały się w jednostajne, przyprawiające o dreszcz zgrozy wycie.
Rumianek skulił się przy samym brzegu dogasającego ogniska, modląc się żarliwie. Nie był w stanie pojąć, jak jego siostra mogła zmienić się w to coś: potwora, biegającego z wywieszonym ozorem śliniąc się i wyjąc, orzącego pazurami ziemię, rzucającego im pałające spojrzenia, w których nie było nic ludzkiego, a jedynie krwawy poblask ognia piekielnego.
- Odwagi, chłopcze! – rzucił czardziej, pomiędzy jednym zaklęciem, a drugim – Świt już blisko!
Istotnie, mroczne niebo zaczynało szarzeć, a księżyc blednąć w swej wędrówce ku niedalekiemu już horyzontowi. Czując zbliżający się dzień, strzyga wpadła w dzik szał: miotała się na skraju kręgu, a jej wycie zmieniło się w głuchy ryk. Nieprzemożne pragnienie dostania się do bezpiecznego legowiska sprawiło, że próbowała za wszelką cenę przerwać krąg – nawet kosztem bólu i ran. Czardziej wzmocnił zaklęcia. Brakowało mu tchu, energia, którą wkładał w utrzymanie magicznego pierścienia była na wyczerpaniu. Nagle, w momencie kiedy strzyga przebiegała obok, poczuł, że jakaś nieludzka siła podrywa go w górę i przerzuca poza krąg. Grzmotnął o ziemię i w oczach mu pociemniało. Strzyga zatrzymała się, jakby zaskoczona tym, co udało jej się zrobić. Na oślep młócąc barierę potwornymi łapami, w jakiś sposób zdołała wyrwać czardzieja spoza bezpiecznego kręgu.
Vladimir poderwał się na nogi i w tej samej chwili strzyga dopadła bezbronnego. Wzięli się za bary. Monstrum o głowę wyższe od człowieka i dziesięciokrotnie silniejsze, jednym ruchem odrzuciło słabe ciało daleko precz. Vlad potoczył się po ziemi, kolejny raz zamroczony. Strzyga błyskawicznym skokiem przypadła do leżącego, szczerząc potworne kły. Czardziej zaparł się ramionami w muskularną szyję stwora, usiłując utrzymać kłapiącą dziko paszczę z dala od swojej twarzy. Czuł w nozdrzach duszący smrodem oddech strzygi, zaglądał z bliska w jej nieludzkie oczy. Nie widział w nich swojego odbicia, jakby te czerwone karbunkuły nie miały dna. W mgnieniu oka zobaczył całe swoje życie: odległy, zalany słońcem step, dymy nad spokojną wioską, potem długą, długą podróż przez góry i las. Przygotował się na ciemność i śmierć.