Wspomnienie cz. 2
W gruncie rzeczy nie łatwo jest żyć wspomnieniami. To jest chyba chore, oczywiście, że tak. Paradoksalnie i karmi człowieka i zżera od środka. Cóż, taki los spada na człowieka, swoista karma. Karma-suka.
Godzina 9 rano. W pamięci zostanie do końca jak i godzina 6.30, kiedy trzeba było oderwać się już od tego chwilowego szczęścia i wracać do szarości życia. 9 rano, odwrotnie, dworzec autobusowy symbolem bram do miłości. Papierosy na poszczególnych przystankach, alkohol, który pomagał zasnąć w długich godzinach oczekiwania na koniec podróży. Początek kolejnych chwil, tak pięknych, tak różnorodnych. Owszem, te złe kojarzą się z dobrą osobą, a więc w istocie są piękne.
Chłód nie był odczuwalny wręcz wcale, nie z powodu ogniska, które od wieków jak i w tamtym momencie ogrzewało zmarznięte ciała. Siarczysta woń taniego wina i nieodłączny zapach wszechobecnych papierosów. Złączone dłonie i śpiew na ustach, przy dźwiękach gitary. Szare drzewa, odbity mrok stawu nad którym spędził swoje pierwsze dni z nią, tak daleko od swojego domu. Najchętniej zostałby tam na zawsze. Uwikłani w problemy młodzieńczego świata, okryci płachtą buntu w najczystszej postaci, wędrowali wśród migocących lamp miasta i oślepiających neonów 'normalnego życia'. Nie, to co łączyło ich, w żaden sposób nie było normalne.
Nie trzeba tego definiować, ciężkim byłoby stwierdzenie, że była to miłość czysta. Na brzegach, sumienie skrywały różne tajemnice, teraz są nieodłącznym fundamentem końca.
Koniec. To słowo nie powinno istnieć, w tym przypadku. Zastąpione ewentualnie, zdaniem ' udręka miłości '
Ciężkie jest molestowanie własnej duszy, tym co opiewało radością.