Brzemię
Vladimir ocenił wielkość pomieszczenia i zaklął siarczyście. Było ciasno, bez możliwości manewru. Na dodatek słaby przewiew nie był w stanie dostatecznie przewentylować tunelu i ciasną przestrzeń szybko wypełnił gryzący dym. Nie zastanawiając się dłużej, Vlad rozsypał w leżu, a także wokół niego sproszkowaną święconą kredę, wypowiedział zaklęcie zamykające i wycofał się pospiesznie.
Na zewnątrz zastał trzęsącego się z przerażenia chłopaka. Rumianek był tak sparaliżowany strachem, że czekał przy otworze niezdolny uczynić kroku.
- Rusz się, chłopcze! – huknął na niego – Zapal pochodnie i powtykaj je w pobliżu wejścia, niech zmora z daleka widzi, że dzisiaj nie będzie spała we własnym łóżku!
Sam usypał wokół wlotu tunelu magiczny krąg i zabrał się za znoszenie drewna na ognisko. Jego towarzysz otrzeźwiony nieco reprymendą, szybko uwinął się z pochodniami i zaczął pomagać mu w znoszeniu opału. Po chwili zakole strumienia zalał ciepły blask, od którego wokół zrobiło się widno, prawie jak w dzień. Usiedli przy ognisku, chronieni magicznym kręgiem bielejącym widmowo, jak pierścień otaczającym ich mały świat.
- Strega tu nie wejdzie, prawda? – spytał Rumianek z nadzieją.
- Na pewno będzie próbowała. Cały problem polega na tym, żeby utrzymać ją z dala od legowiska aż do nadejścia świtu…
Vlad rozprostował nogi i ułożył się wygodnie. Było mu ciepło i przyjemnie, nawet komary nieco odpuściły przepędzone dymem z ogniska. Rumianek siedział skulony, uważając bardzo, żeby nie wystawać poza krąg. Widać było, że chłopak się boi i Vlad zaczął doceniać waleczne serce, które pomimo lęku kazało mu zostać.
- Zabijałeś już takie, panie? – spytał chłopak nieśmiało.
- Kilka – stwierdził Vlad. – Ale tak jak mówiłem, zabicie strzygi to nie jest żaden wyczyn. Najgorzej znaleźć ich kryjówki, potem to jest tak, jakbyś zaczaił się przy wilczej, albo lisiej norze. Giną łatwo, wystarczy element zaskoczenia i stare dobre srebro…
- Magini Honoryna mówiła nam…
- Magini Honoryna? – przerwał Vladimir obcesowo – Wysoka, chuda, czarne włosy, długi nos? Radziliście się jej?
- Ta sama, panie.
- Taka z niej magini, jak z koziej dupy trąbka! – warknął rozeźlony – Szkoda było zachodu!
Rumianek nie odzywał się więcej. Antypatia pomiędzy czardziejami i maginiami była powszechnie znana i stara jak świat. Nikt już nie pamiętał, od czego waśń się zaczęła, ale wzajemne animozje trwały przez setki lat. Czardziejowi bliżej było do Bab, na które polował, niż do tych wyniosłych, zimnych i pyszałkowatych koleżanek po fachu.
Księżyc powoli przesuwał się po niebie, nic nie mąciło spokoju tej czarodziejskiej letniej nocy. Vladimir zaczął przysypiać ukołysany delikatnym szumem strumienia, ciepłem bijącym od ogniska. Ani się spostrzegł, a powieki mu opadły i zasnął półleżąc, oparty na łokciu. Z letargu wyrwało go gwałtowne potrząsanie za ramię. Ognisko przygasło, Rumianek siedział dygocząc na całym ciele, ze wzrokiem utkwionym przed siebie. Szczękał zębami, nie mogąc wydobyć słowa. Vladimir skierował spojrzenie w tę samą co chłopak stronę. Tuż za krawędzią kręgu, może trzy metry od nich, stała strzyga.
Monstrum zastygło na lekko rozstawionych nogach, kręcąc na boki potwornym łbem – jakby w geście niewiary w to, co się stało. Wszystko wokół ucichło porażone pojawieniem się potwora, nawet pochodnie zdawały się przygasać i obozowisko stopniowo ogarniał coraz większy mrok. Czardziej zaczął podnosić się z ziemi, zaciskając rękę na amulecie. Wyszeptał pierwsze zaklęcie i poczuł, że woreczek zawieszony na szyi rozgrzewa się powoli. Strzyga wysunęła łapę i postawiła ją na obrzeżu magicznego kręgu – w tym samym momencie uzbrojona w potworne pazury stopa zaczęła skwierczeć i dymić. Stwór odsunął się pospiesznie, warcząc z niedowierzenia i bólu. Podniosła nieproporcjonalnie wielki łeb i wlepiła w czardzieja gorejące czerwono ślepia.