Brzemię
- Rozumiem – przerwał Vlad. – Skąd jednak pewność, że strzyga jest twoją córką?
- Nadeszła pełnia, panie i upiór pojawił się niewiadomo skąd. Strzyga napadła na naszą oborę. Napastowane bydło podniosło straszny ryk, wszyscy się pobudziliśmy i pobiegliśmy na ratunek, uzbrojeni w widły i siekiery. Kiedy wpadliśmy do obory, trzy krowy z rozszarpanymi brzuchami leżały na klepisku. Myślałem, że to wilk, albo niedźwiedź… ale potem z trzewi jednej z krów podniosło się coś… Nie człowiek i nie zwierz, tylko coś pośrodku: potworna paszcza pełna zębów, wielka głowa, szpony jak sztylety. To coś… miało na sobie strzępy jej sukienki…
Sołtys zasłonił twarz dłońmi i załkał z bezsilności i zgrozy.
- Strzyga dopadła jednego z pachołków i urwała chłopakowi głowę. To była jej pierwsza ludzka ofiara i wiedzieliśmy, że na tym nie poprzestanie.
- A więc wszystko jasne: twoją córkę przeklęła jakaś Baba. Pewnie się którejś naraziliście i w odwecie rzuciła zły urok… - powiedział Vlad z przekonaniem – Trzeba by dopaść wiedźmę i nakłonić ją, by zdjęła czar…
- Myślałem o tym, czardzieju. Ale żadna Baba nie przychodzi mi do głowy. My tu z nimi żyjemy w zgodzie, nie było żadnego zatargu z wiedźmami od niepamiętnych czasów. Naprawdę nie wiem…
- Hmmm… - Vlad podrapał się w głowę i zamyślił głęboko – Wspomniałeś, że twoja córka została komuś przyrzeczona?
Sewer pokiwał głową.
- Synowi młynarza. Mieli się pobrać, kiedy moja córka skończy szesnaście lat.
- Więc pewnie poszło o tego młodzieńca! Czy zacny i urodziwy? Dziewuchy go lubią? Pewnie jakaś zazdrosna panna ułożyła się z Babą, żeby ta wyeliminowała twoją córkę z gry…
- Czy ja wiem? – sołtys pokręcił niepewnie głową – Chłopak, jak chłopak. Normalny. Nie słyszałem, żeby panny się o niego biły. Ale dla mojej córki taki spokojny i prosty młody człowiek byłby jak znalazł…
- Tak czy siak, wiedźmy odpowiedzialnej za klątwę raczej nie znajdziemy – stwierdził czardziej ponuro – W tej sytuacji pozostaje tylko jedno rozwiązanie: trzeba znaleźć kryjówkę strzygi i tam się na nią zasadzić.
Vladimir przeciągnął się i ziewnął szeroko.
- To zadanie dla was – stwierdził. – Szukajcie otwartej krypty, albo grobowca. Tam strzyga spędza dnie, śpiąc w sarkofagu. Może też korzystać z piwnicy, do której rzadko kto zagląda – przeszukajcie wszystkie w wiosce. Tylko ostrożnie! Ja muszę się przespać… Zbudźcie mnie po południu.
Sołtys ochoczo zgodził się na warunki czardzieja. Rumianek bez dalszej zwłoki zaprowadził go do najlepszej izby w domostwie, gdzie Vladimir w ubraniu runął na łóżko i natychmiast zasnął kamiennym snem. Wydawało mu się, że ledwie zamknął powieki, a już ktoś delikatnie, chociaż stanowczo potrząsnął go za ramię.
- Już czas! – Rumianek z zaciekawieniem przyglądał się rozespanemu czardziejowi.
Vlad przetarł oczy i poprawił zmięte odzienie. Przespał prawie cały dzień, więc czuł się wypoczęty i gotowy do działania. Chłopiec bez słowa zaprowadził go do tej samej izby, w której rano jadł śniadanie i rozmawiał z Sewerem. Teraz stół nakryty był do obiadu: gospodyni poświęciła kurę, był więc rosół, gotowane mięso, ziemniaki i domowy makaron. Vlad rzucił się na jedzenie, jak wygłodniały wilk. Od kiedy wyruszył w drogę, wiele lat temu, zawsze niedosypiał i niedojadał. Takie uczty nie zdarzały się co dzień, a kiedy na koniec posiłku służąca podała pokrojone w grube kawałki słodkie ciasto, oczy czardzieja rozbłysły szczęściem. Zmiótł wszystko, co przed nim postawiono, bez zbytnich wyrzutów sumienia, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że ci ludzie goszczą go najlepszym, co mają. Odmówił sobie tylko wina – umysł chciał mieć jasny, a rękę pewną. Kiedy ze stołu zniknęły ostatnie naczynia, pojawił się sołtys w towarzystwie syna. Miny mieli niepewne.