Bogowie i pionki, albo GAME (nie całkiem) OVER! (1)
- Wiesz co... W obecnej sytuacji... Też bym cierpiała.
Dopiero po chwili do Kasandry dotarło, co właśnie powiedziała.
- Kurwa. - zaczęła bardzo elokwentnie. - Olga... Ja się chyba zmieniłam. Pod jego wpływem. Pamiętasz jak mówiłaś, że uśmiecham się tylko połową twarzy? Że świadczy to o zaburzeniach w prawej półkuli mózgu, czy coś w tym stylu. W każdym bądź razie, miało to jakiś związek z emocjami.
- Tak. Pamiętam. - wypuszczając dym papierosowy z ust powiedziała Olga.
- To głupie, ale... Uśmiecham się teraz symetrycznie. Rafał też to zauważył.
- No, ja też zauważyłam. - nieco znudzonym tonem rzekła Olga. Szczerze mówiąc, miała już dość opowieści Kasandry o tym całym „wspaniałym Rafale, najfajniejszym facetem na świecie".
- Częściej dzwonię do domu, wiesz? Do rodziców. Częściej o nich myślę. Częściej myślę o innych, a nie tylko o sobie. Nie boję się już ludzi, wiesz? Czuję się... Lepsza. Rafał ma coś takiego w sobie, że chcę być lepsza.
- Dla niego?
- Głównie dla siebie. Ale dla niego... Cholera, sama już nie wiem. On mi trochę skomplikował życie.
- Kochasz go?
- CO!?
- No... Pytałam, czy go kochasz. Jest takie słowo w słowniku, czyż nie? - nieco sarkastycznie rzuciła Olga.
- Jest, ale... Nie wiem jeszcze, czy w moim wydaniu też.
***
Kasandra skończyła już jakiś czas temu zaciekłe próby empirycznego zweryfikowania tezy o szczęśliwej miłości. Nawet przez myśl jej nie przeszło, aby uczynić z Rafała kolejną literkę alfabetu na długiej liście obranych przez siebie obiektów badawczych. No, może pomyślała o tym z raz, czy dwa... Pięć, sześć... Siedemnaście... W każdym bądź razie, nie chciała tego robić. Jednak historia lubi się powtarzać.
Kasandra i Rafał spacerowali po parku.
Rafał wziął Kasandrę za rękę.
Kasandra, wbrew wcześniejszym obawom, wcale nie poczuła mdłości. Trawnik nie wydawał się być zagrożony zanieczyszczeniem na wpół strawionymi hot-dogami. Mimo to Kasandra poczuła Strach. Wielki Strach.
- Porozmawiajmy o religiach. - zaczęła Kasandra. Chciała w ten sposób bezpiecznie wejść na jedyne pole dzielące ich od... Właśnie, od czego? Nie wiedziała, mimo to czuła, że aby zapobiec czemuś (no właśnie, czemu?) musi się ukryć. Najlepiej w cieniu własnego ateizmu.
Rafał puścił rękę Kasandry i spojrzał z ukosa na swą towarzyszkę.
- Na pewno tego chcesz? - zapytał nieco rozczarowanym głosem.
- Tak. Bo wiesz, ja nie rozumiem, jak w połowie XXI wieku ludzie mogą wierzyć w takie brednie jak jakieś bóstwo. Jak mogą łazić po tych całych świątyniach i modlić się o rzeczy, które i tak nie są im pisane. Przecież jest tyle dowodów na to, że jesteśmy jedynie zwierzętami, sterowanymi przez substancje chemiczne w mózgu... Hormony, feromony... Nie mamy wolnej woli... Wszystko, co robimy, jest wypadkową naszych genów i środowiska, tego, czego się nauczyliśmy... Na nic nie mamy wpływu! Wszystko chemia, chemia, chemia! Nie ma ducha, nie ma duszy, nie ma żadnego bóstwa, nie ma Boga, Allaha, Jehowy, Odyna, Ra, Wisznu, tak, jak nie ma Latającego Potwora Spaghetti!
- Zapominasz, że nie dyskutujesz z Katolikiem, tylko członkiem Kościoła Jedności.
- Co z tego? - chłodno zapytała Kasandra.
- My nie nazywamy siły wyższej.
- Ah, no tak. Zapomniałam. - dodała tonem zimniejszym niż zero absolutne.
- My wierzymy jedynie w to, że wszystko ma jakiś wyższy cel. Nie wiemy, co jest po śmierci, czy człowiek staje się duchem, czy idzie do nieba, piekła, czyśćca, czy jest reinkarnacja, nie wiemy tego...
- A co wy w ogóle wiecie? - zadrwiła Kasandra i natychmiast tego pożałowała. Zaczęła się bać „w drugą stronę". Że pragnąc się nieco oddalić, oddali się aż za bardzo i przerwie tą jakże piękną, lecz kruchą więź łączącą ją z Rafałem.