Beneris cz.II
rozważnej osoby. - Chciałaś zapytać z jakiej racji cię tu więzimy. Otóż dlatego, że wkroczyłaś na nasz obszar i odkryłaś drogę do naszego miasta. - To znaczy, że teraz nie będę mogła wrócić do mojego świata? Że nigdy więcej nie ujrzę ludzi? IX - Nie obawiaj się. Postaram się przkonać króla żeby cię wypuścił. Powiedz mi jeszcze jedno. Dlaczego wtedy za mną poszłaś? - Twoje imię to spowodowało. To całe Eove... - Eovitaelis.- poprawił ją. - Właśnie. Nie potrafię go nawet wymówić, a jednak wydawało mi się takie obce i tajemnicze. - Mów mi Eovis. Będzie ci łatwiej wymówić.- ukłonił się przykładając dwa palce do ust, a potem umiejętnie nimi obracając i podnosząc na wysokość czoła. - Iza.- powiedziała i spróbowała naśladować jego gest, ale nie bardzo jej wyszedł. Eovis tylko się zaśmiał. - Wyprostuj palce i potem zrób tak.- złapał ją delikatnie za dłoń i pokazał wszystko od początku. Miał tak delikatną skórę. Iza uśmiechnęła się mimowolnie i wykonała gest tak jak jej pokazał.- O wiele lepiej.- wstał z ziemi.- Muszę już iść. Ale wrócę jak tylko uda mi się przekonać króla. Zrobię wszystko co będzie w mojej mocy.- Wyszedł z celi. Do Izy nadal nie docierało to, gdzie się znajduje. Miasto elfów? Samo to, że elfy istnieją wydawało jej sie takie nierealne i nieprawdopodobne. Jak w bajce. Nagle zza drzwi dobiegł głośny szmer i rozmowa. - Alei enomolir udorese!- po chwili drzwi się otwarły. Izę oślepiło światło bijące od nich, jednak ujrzała zarysy postaci. Wprowadzili kogoś do celi i zamknęli ją. Ten ktoś podbiegł do drzwi i zaczął okładać je pięściami. - Nie macie prawa, jestem funkcjonariuszem policji. Złożę na was donos!- Iza poznała go. Wiedziała kim jest ten mężczyzna. Ale jak on mógł sie tu znaleźć. Czyżby szedł za nią? Ale jak? - Nie usłuchają cię. Oni rządzą się własnymi prawami.- dopiero teraz ją zauważył i natychmiastowo znalazł się przy niej. - Jak ty się tu znalazłaś? Dlaczego uciekłaś ze szpitala? I gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce? Kim są ci ludzie?- policjant zadawał jej pytania. - Wcale nie uciekłam.- ucięła krótko.- Tylko wyszłam. Jesteśmy w Mieście Elfów, a to nie są ludzie tylko elfy.- popatrzył na nią jak na wariatkę. - Chcesz powiedzieć...- urwał. - Ale jak to możliwe? Przecież elfy to bajka! - Sama nie mogę w to uwierzyć. A jednak zaczynam się przekonywać. Smoki też ponoć były bajką, a jednak jeden z nich mnie zaatakował. Widziałam go. - Jak to cię zaatakował. Kiedy?- wyglądał naprawdę na zaskoczonego i przejętego całą tą sprawą. - Zaraz przed tym jak mnie pojamali. - Jesteś cała? Nic ci się nie stało? - Nie, nic mi nie jest. - Swoją drogą to troche nie logiczne jest. Elfy i smoki musiały cały czas mieszkać na ziemi, skoro tak to jak udało im się ukrywać przez tyle lat? I dlaczego akurat teraz się ujawinili? - Nie mam pojęcia. Może coś spowodowało to, że wyszli z ukrycia. Pytanie tylko co?- Iza zamyśliła się i popatrzyła na niego dziwnym wzrokiem. Nagle coś sobie uzmysłowiła.Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? Przecież to się stało właśnie wtedy. To wtedy pierwszy raz to usłyszała. Zatkała ręką usta i szepnęła. - To moja wina. X - Jak to twoja wina? - Wszystko to zaczęło się gdy dotknęłam tego miecza. - Jakiego miecza? O czym ty mówisz? - Podczas wypadku samochodowego wpadłam do głębokiego rowu... - Wiem, znalazłem cię tam. - No i tam był miecz. Tam go dotknęłam, a gdy za niego pociągnęłam rozległ się ogłuszający ryk. Wtedy po raz pierwszy go usłyszałam.- policjant przyłożył dłoń do swego czoła i zamyślił się. Iza popatrzyła na niego i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie wie jak on się nazywa. Spojrzała szybko na jego identyfikator. Patric Woods. Na imię mu Patric. - Musimy się stąd jakoś wydostać.- powiedział i podszedł do drzwi. - Nie wiem jakim sposobem, chcesz się stąd wydostać. Jesteśmy pilnowani przez elfy, genialne istoty. Oni biegają szybciej niż wiatr. Strzelają z łuku bezbłędnie, zawsze trafiając w cel.- tu wskazała na swoje zranione ram