Antrax i druga strona czasoprzestrzeni
- Co ja tu robię? Po co się na to zgodziłam? – załgała cicho Alice, milcząca do tej pory jak głaz.
- Co my tu w ogóle wszyscy robimy? - zapytał głośno któryś żołnierz.
Pytanie nie było kierowane do nikogo konkretnie, ale i tak wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
- Nie mogę powiedzieć, to tajna informacja. Dobrze o tym wiecie, wszystko było w kontraktach – odpowiedziałem.
- Tak, tak doktorze, ale sam widzisz, że nasza sytuacja nie wygląda najlepiej. Najprawdopodobniej zginiemy, więc chyba powinniśmy wiedzieć, czy to będzie śmierć w ważnej sprawie. Prawda?
- No tak… ale to długa historia. - podjąłem ostatnią próbę wymigania się od odpowiedzi.
- A wybierasz się gdzieś? Bo na moje oko to mamy dużo czasu. – mruknął Nod.
- No dobra posłuchajcie. – zacząłem - Na skraju zagłady ludzie podjęli wiele prób ratunku, ale żadne nie rozwiązały problemu. Czego efektem jest obecna sytuacja w naszym wymiarze. Kilkaset lat temu ludzie nie mieli technicznych możliwości, żeby kolonizować inne planety. Teraz mamy taką możliwość, ale nie ma surowców na budowę promu kosmicznego. Jeśli chodzi o moją role w tym projekcie to muszę powiedzieć, że byłem jednym z pomocników profesora Aariela. Naszym zadaniem było przygotowanie możliwości ratunku dla rodzaju ludzkiego. Z biegiem czasu życie na Ziemi stanie się coraz mniej komfortowe. Później będzie niemożliwe. Jednym z wielu pomysłów na ratunek była wspomniana już kolonizacja innej planety. Niestety, o czym już wspomniałem, nie mamy wystarczającej ilość potrzebnych surowców. Inny projekt zakładał ponowną terraformacja planety. Chcieliśmy sztucznie wywołać setki erupcji wulkanów tak, aby pyły wyrzucane z kraterów utworzyły warstwę atmosferyczną. Na forum naukowym Antraxu, Yukimy i Ol-Kuhna pomysł został odrzucony.
- Yukimy!? Jak to możliwe?! Jesteśmy w stanie wojny z korporacją tych skośnookich przykurczów. – oburzył się Borovsky.
- Błąd. WY jesteście. – zimno poprawiłem
- Jak to MY? Co przez to rozumiesz?
- Antrax i Yukima w istocie mają wojnę, ale tylko na pół etatu. Oficjalnie spór o dominację jest traktowany bardzo poważnie i obie korporację są w niego zaangażowane bez reszty. – tłumaczyłem – Prawda jest jednak inna, bardziej brutalna niż wojna. Dla tak dużych organizacji najważniejsza jest kontrola nad społeczeństwem. Najlepiej tą kontrolę sprawować przez strach. Antrax, czy Yukima wmawiają obywatelom, że istnieje realne zagrożenie ze strony sąsiadów i że tylko one mogą tych obywateli obronić. Wojna ma też inne zastosowania. Przykładowo odwraca uwagę ludzi od innych tematów, takich jak nieunikniona zagłada.
- A to skur…. – wrzasnął Borovsky.
- Uspokójcie się szeregowy! – przywołał do porządku podwładnego Nod. Po śmierci pułkownika, właśnie on, jako najwyższy stopniem, przejął dowodzenie. – Dajcie skończyć, doktorowi.
- Wróćmy do głównego tematu. – kontynuowałem – Kiedy zawiodły wszystkie pomysły, rozpoczęliśmy pracę nad maszyną umożliwiającą podróże między wymiarowe. Gdyby się udało, ludzkość miała przejść do innego wymiaru, tam osiedlić się i od tego momentu nazywać to miejsce domem. To, że tutaj jesteśmy dowodzi, ze się udało. Nikt z nas nie przewidział, że inny wymiar może być aż tak bardzo inny.
- Ca’siza arriane! – zniecierpliwił się, idący za powozem, mały grubasek ze strzelbą.
To chyba miało znaczyć, że dojeżdżamy. Albo, żebyśmy się zamknęli. Albo… jeszcze coś zupełnie innego. Chyba jednak to pierwsze. Minęliśmy zakręt, a tam już prosta droga prowadziła do miasteczka. Osada wydawała mi się spora, otoczona była zewsząd kamiennym murem, ze strzelistymi basztami. Nad zabudową miejską, majestatycznie górowała czarna jak noc, wieża.